30 gru 2011

Katarzyna Michalak "Zachcianek"






Kontynuacja Poczekajki. Niestety nie zachwyciła mnie.

Uważaj, bo twoje marzenia mogą się spełnić - chyba taka myśl przewodnia przyświeca drugiej części ... Patrycja ma to, czego chciała: wyśnionego mężczyznę u boku. Tylko dlaczego ma poczucie, że tkwi w niewłaściwej bajce, że jej czarny książę raz jest ze złota, a raz z tombaku? Dlaczego nie jest tak jak miało być?

Nie chcę się rozpisywać o fabule - aby nie psuć przyjemności czytania. A właśnie przebieg zdarzeń, działania postaci mocno kuleją w moich oczach. Nic mi się kupy nie trzyma, nie zgadza z poprzednią częścią. Cóż - taki był ponoć zamiar autorki - wywrócić wszystko do góry nogami. Ale można było zadbać o logikę i prawdopodobieństwo. Kluczowe fakty zostają przeinaczone i już nie wiadomo jak było naprawdę, kto komu zawinił i co się wtedy stało i przedstawiony przebieg wydarzeń zgrzyta z tym, co było powiedziane wcześniej. Poza tym czy to wszystko działo się z woli Patrycji, czy kręgu magicznego - tak do końca nie wiadomo, niby dziewczyna miała wybór (ale i też niezbyt wielki, bo do roli księcia z bajki garnęły się 2 wybrakowane egzemplarze) ale tak naprawdę o tym co/kto da jej szczęście zadecydował czynnik wyższy w postaci wiedźmiego kręgu ...No i cudowne rozwiązanie problemów z matką - całe życie pretensji i zadrażnień, wystarczyła chwila i wszystko się wyprostowało ... tak po prostu ...

Moja ocena: 3,5/6

Ciekawa jednak jestem okrutnie trzeciej części i tego jak się potoczą losy Patrycji. No i się obawiam, co tym razem ześle los na mieszkańców chatki /już raz miało być pięknie, a wyszło inaczej/ i zastanawiam, jak się ta bajka skończy. Przeczytam z pewnością, jak tylko będę miała możliwość.

26 gru 2011

Katarzyna Michalak "Poczekajka"




Książka o poszukiwaniu miłości, dla kobiet, napisana przez kobietę. Nie jest to mój ulubiony gatunek literacki ... ale pożyczyłam kilka książek od znajomej bibliofilki (realizuję taki swój projekt: czytanie najnowszej literatury polskiej, poznawanie książek napisanych przez polskich pisarzy w ostatnich 5 latach,  a na emigracji ciężko bez biblioteki być na bieżąco, więc nie jestem wybredna w doborze lektury) i okładka wpadła mi w oko.

Patrycja Marynowska, lekarz weterynarii idzie za głosem serca, a raczej wahadełka (jest czarownicą, czyta fachową prasę ezoteryczną, a jeśli trzeba i eliksir miłosny zrobi) i opuszcza stolicę, by zamieszkać w rozwalającej się chacie, prawie że w puszczy. Bo tak było w wizji i teraz tylko czekać, aż zjawi się książę, ma się rozumieć na koniu. I przyjedzie pod chatkę i będą żyli długo i szczęśliwie. Tylko co zrobić, jeśli książąt jest dwóch, i dwa konie, a twarz w wizji była zamazana? Jak rozpoznać fałszywego księcia, a może spić tego właściwego czarodziejskim winem domowej roboty? Patrycja pisze listy do wyśnionego Amrego i czeka ... W międzyczasie leczy pytony, bizony, pumy i całą menażerię w miejscowym ogrodzie zoologicznym (swoją drogą coś podejrzanie dużo zwierząt mają w tym Zoo przy wschodniej granicy). W tej bajce nie może zabraknąć i dobrych wróżek, złej wiedźmy, szwarccharakterów, wioskowych lowelasów, dziadziunia i księdza.

Czytało się fajnie (całą otoczkę magiczną można potraktować z przymrużeniem oka) nieraz się uśmiałam (arystokratyczna krowa kąpana w szamponie zapachowym, czy pomysły Patrycji na przyciągnięcie kandydata do ręki). Mogę polecić na rozweselenie i poprawę nastroju. Jednak nie należy oczekiwać nie wiadomo czego i nastawiać się na literaturę przez duże L. Ciepła książka o poszukiwaniu swojego księcia i czekaniu na miłość. Czasami trzeba i takie książki przeczytać, a może trafiła u mnie na właściwy czas i łaskawsze serce?

Moja ocena: 5/6


PS. Zastanawiałam się długo nad oceną. I mimo wszystko wystawiłam 5 (jakbym miała wyciągnąć średnią z Poczekajki i Zachcianka byłaby niższa ocena).
Jednak przeczytanie drugiej części mocno mnie rozczarowało i zdenerwowało i zmieniło obraz i odbiór książki. Wolałabym pozostać w nieświadomości i nie zetknąć się z dalszym ciągiem. No ale to już temat na kolejną recenzję ...

Dotarłam również do teledysku reklamującego książkę. Niestety nie zachwycił mnie ani trochę. Co więcej, gdybym zaczęła od teledysku, pewnie nie sięgnęłabym wcale po książkę. A postacie w spocie rozminęły się jakoś całkowicie z tymi, które zaistniały w mojej wyobraźni.

23 gru 2011

Pięknych, rodzinnych Swiąt!!






Wszystkim czytelnikom bloga życzę radosnego świętowania, błogosławieństwa Bożego oraz wielu książkowych prezentów pod choinką!!


Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi:
Wstańcie, pasterze - Bóg się wam rodzi!
Czem prędzej się wybierajcie,
Do Betlejem pospieszajcie
Przywitać Pana.
Przywitać Pana.

4 gru 2011

Joanna Chmielewska "Romans wszechczasów"

 

Dziś krótki wpis.

Moje drugie spotkanie z Joanną Chmielewską. Przekonałam się, że nie zostanę wielbicielką pisarki. Może i coś w tym jest, może i zachwyca. Ale jakoś te zakrętasy i wygibasy stylistyczne na dluższą metę są dla mnie niestrawne i czytanie zaczyna męczyć.

Ale nie odradzam. Warto spróbować i się przekonać samemu.

Moja ocena: 3,5/6

29 lis 2011

Katarzyna Grochola "Osobowość ćmy"



Nigdy nie przypuszczałabym, że spodoba mi się Grochola. Jakoś zawsze o niej myślałam: "aaa, to ta od polskiej Bridget Jones".

Osobowość ćmy to opowieść o paczce przyjaciół. Znają się jak łyse konie, spotykają regularnie od lat - a tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą. Basia i Piotr (on - fotograf coraz bardziej liczący się w branży, ona to szara myszka ze skłonnościami do wyciągania fałszywych wniosków ) przeżywają wzloty i upadki w małżeństwie. Sebastian (wuefista) i Róża (właścicielka firmy cateringowej, obsesyjnie dbająca o urodę) spotykają się od kilku lat, ale jakoś nie mogą dojrzeć do wspólnego zamieszkania i następnego etapu związku. Jest jeszcze Roman, utalentowany malarz, na razie niedoceniony. Aby przeżyć para się malowaniem mieszkań, pracami remontowymi, układa kafelki i dalej zawzięcie maluje obrazy na ubogim i zimnym stryszku. Do paczki należy też Julia, marnotrawna córka, wracająca z emigracji ze złamanym sercem. Całości dopełniają: Buba, szalona dziewczyna w glanach, trochę od nich młodsza i traktowana jak córka oraz Krzysztof - dyrektor w dużej firmie. Każdy z nich ma swoje zmartwienia i sekrety, przeżywa radości i smutki. W tym samym czasie zaprzyjaźniony z nimi ksiądz ogłasza zbiórkę pieniędzy na leczenie młodej osoby, jedyną szansą jest kosztowna operacja w Ameryce.

Książka bardzo mi się podobała. Jest ciepła i daje nadzieję. Opowiada przede wszystkim o miłości. Bo to miłość nadaje sens życiu i sprawia, że wszystko nabiera sensu. Bohaterowie miłość znajdują, chociaż jej nie szukali, albo odkrywają na nowo, co znaczy bliskość drugiej osoby. Tylko razem uda się pokonać wszelkie przeszkody.
Polecam bardzo! Lektura lekka, łatwa i przyjemna.


Moja ocena 5,5/6


Na marginesie: książka w sam raz na jesienne i zimowe wieczory. Podejrzewam, że czytając ją w lecie albo w innym czasie, miałabym inne odczucia i pewnie nie urzekłaby mnie tak bardzo.

17 lis 2011

Irena Matuszkiewicz "Agencja Złamanych Serc"

Cztery przyjaciółki, cztery życiorysy, cztery kobiety po przejściach. Marta, która przyłapała narzeczonego in flagranti z panią z mięsnego postanawia zemścić się na męskim rodzie. Bierze na celownik facetów, którzy skrzywdzili jej przyjaciółki, tak powstaje agencja, mająca na celu dokopanie niewiernym eksom i wyrównanie rachunków. Agencja działa prężnie, problemy z mężczyznami zostają rozwiązane. Przy okazji jednak Marta wplątuje się afery w półświatku, a galeria prowadzona wspólnie z koleżanką staje się obiektem zakusów chciwego parahrabiego.
Książka zabawna, wciągająca, przyjemnie się czytało. W sam raz na długie jesienne wieczory. W książce mnoży się od ciekawych postaci /nieudolny pisarzyna, artyści, nie całkiem uczciwi przedsiębiorcy, uzdrowiciel, tajemniczy Ptak Piwniczny/. Przy okazji trup się ściele gęsto i zadziwiają zbiegi okoliczności.


Moja ocena: 4,5/6

7 lis 2011

Beata Pawlikowska "Blondynka śpiewa w Ukajali"

Znana podróżniczka opisuje swoje przygody w Ameryce Południowej. Prowadzi nas po amazońskich bezdrożach, przeprawia się przez dżunglę, płynie po Ukajali stłoczona  pod pokładem. Przeżywa bliskie spotkanie z jadowitym pająkiem, jest świadkiem przyrządzania żółwiej pieczeni, nie kręci nosem na takie przysmaki, jak owady, leciwe pomidorki czy kawę serwowanę na bazie wody prosto z rzeki (pełnej ścieków). Pawlikowska przemierza świat, który dla nas ma posmak przygody, tajemnicy, niesamowitości. Nie zatrzymuje się w eleganckich hotelach (zresztą i tak ich nie ma w miejscach, do których dociera), tylko śpi w warunkach tylko trochę lepszych niż mają miejscowi, je to samo co wszyscy wkoło, chłonie tą samą atmosferę i poznaje ich życie. Nie ocenia innej kultury, tylko pozwala zajrzeć za kulisy.
Książka pełna jest ciekawostek (np o sępach i psach w Peru), rozdziały są króciutkie. Pawlikowska opisuje z humorem swoje doświadczenia poludniowoamerykańskie - jednak do mnie ten humor jakoś nie trafił. I sposób pisania też szczególnie nie zachwycił. Nie docenilam też rysuneczków autorki i wstawek z pamiętnika mnicha odkrywającego Nowy Swiat. Na końcu bonus - parę przepisów kulinarnych.
Dobra, ale bez zachwytów.
Jednak zostało mi parę rzeczy w głowie po lekturze. Dzięki Pawlikowskiej wiem, że kondory to też sępy ;) 

Kiedyś w porcie widziałam jak ze skrzynki wypadła rybia głowa. Kilkanaście sekund później z nieba spadło na nią stado sępów, które wyrywały ją sobie z dziobów z krzykiem, który brzmiał jak obrzucanie się nawzajem wyzwiskami. Sępy nawet za życia wyglądają jak padlina, na której żerują.
Co innego kondor - królewski ptak, władca Andów.
Gdyby mnie ktoś wtedy zapytał czy wolałabym być kondorem czy sępem, odpowiedziałabym, że oczywiście, kondorem!
Bo nic nie wiedziałam jeszcze o tym, że w życiu zwykle wygrywa ten, kto ma lepszą reklamę, dobre ubranie i elegancko pachnie. Nie dajcie się zwieść pozorom. Każdy kondor to także sęp, tyle że ubrany w ładniejsze piórka.

Moja ocena: 4/6  (podejrzewam, że gdybym nie spodziewała się dużo więcej po tej książce, ocena byłaby o poł punktu wyższa)

2 lis 2011

Joanna Chmielewska "Całe zdanie nieboszczyka"



Jakoś nie miałam nigdy okazji, żeby zapoznać się z twórczością Chmielewskiej. Słyszałam jednak, że są zagorzali fani, książki dobrze się sprzedają, prężnie działa forum skupiające miłośników autorki. Więc pełna nadziei dorwałam się w końcu do pierwszej lepszej książki, którą udało mi się zdobyć.
Niestety - lekkie rozczarowanie. Albo nie powinnam zaczynać od tego tytułu ...

Joanna pracuje w Kopenhadze i pewnego dnia znika w podejrzanych okolicznościach. Miejscowa policja jest na tropie szajki zajmującej się hazardem i stara się schwytać tajemniczego szefa. Joanna przez przypadek staje się zakładniczką bandy, tylko ona jedna jest w stanie doprowadzić przestępców do skrytki. Zaczyna się wyścig z czasem i zabawa w kotka i myszkę. Joanna ucieka przez pół świata, drąży tunele, cały czas czując na plecach oddech szefa, wszędzie czai się zagrożenie. Przygody obejmują użycie helikopterów, jachtów, włoskie i brazylijskie plaże, francuskie zamki oraz niemieckie autostrady. Coś jakby damski Bond do kwadratu, albo MacGyver w spódnicy.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie było tego za dużo. Zwroty akcji są wprost niewiarygodne, nie sposób brać tego na poważnie. Co z tego, że podoba mi się forma. Treść jak dla mnie była zbyt wydumana, zbyt przerysowana i nieprawdopodobna.

Jednak przyznaję, że Chmielewska ma świetny styl, samo się jakoś tak fajnie czytało z początku (potem już czułam jednak przesyt, bo i przygody bohaterki były również niesamowicie wyolbrzymione). Można się uśmiać czytając.

Mimo zastreżeń mam ochotę przeczytać jeszcze coś innego, ciekawi mnie, czy mnie przyciągnie, czy zakończę przygodę z pisarką. Niestety nie wiem, czy Chmielewska w większej ilości będzie dla mnie strawna. Przekonam się niebawem.

Moja ocena: 3/6

22 paź 2011

Jacqueline Pascarl-Gillespie "Kiedyś byłam księżną"

Książka nie zaczyna się jak bajka i nie kończy bajkowo. A wydawać by się mogło, że życie księżniczki usłane jest różami ...
Jest to opowieść australijskiej dziennikarki, działaczki, niegdyś księżnej malajskiego Terengganu.
Zycie nie rozpieszczało Jacqueline: ojciec opuścił rodzinę, gdy była malutkim dzieckiem, opiekowała się nią babcia, bo matka nie mogła poradzić sobie z życiem. Potem musiała opuścić ukochaną babcię i zamieszkać pod dachem matki i jej niezrównoważonego partnera, który zdominował rodzicielkę i zgotował piekło wychowance. Jacqueline usamodzielnia się, wyprowadza z domu i wreszcie zaczyna normalne życie. A gdy na jej drodze staje malajski książę, kulturalny student architektury - wydaje się, że zaczyna się dobra passa. Młodzi biorą ślub i zamieszkują w kraju małżonka, na świat przychodzą dzieci. Niestety bajka szybko się kończy, a mąż już w niczym nie przypomina dawnego ukochanego. Jacqueline znowu musi zmierzyć się z losem i podjąć bolesne decyzje. Niestety, za chwilowe zwycięstwo przyjdzie jej zapłacić najwyższą cenę ...

Polecam bardzo, ale nie jest to książka wprawiająca w dobry nastrój. Kto lubi happy endy, niech raczej nie sięga ...

Moja ocena: 4,5/6

PS. Dziękuję biblionetkowemu Mikołajowi za książkę.

18 paź 2011

Nicholas Sparks "Pamiętnik"





Jakoś Sparks mi "nie podchodzi" ... Trudno ... To już kolejne podejście i znowu sobie mówię, że więcej nie sięgnę po tego pana ...

Ale znowu mnie coś podkusiło i przeczytałam.
Allie i Noah spotkali się pewnego lata, mieli tylko po 17 lat, ale uczucie wybuchło z wielką siłą. Dzieli ich wiele, ale oboje wierzą w siłę miłości, nie jest to tylko wakacyjna przygoda. Jednak okoliczności sprawiają, że tracą ze sobą kontakt i widzą się dopiero po kilkunastu latach. Bo Allie chce przed swoim ślubem /chyba nie zdradzam zbyt wielu szczegółów - na okładce też było/ przywołać przeszłość i znaleźć echa tamtego lata. I jeszcze raz zobaczyć osobę, której oddała serce i duszę. I być może upewnić się, że dokonała słusznego wyboru.


Jeśli chodzi o Sparksa, to wydaje mi się, że w wielu (nie wiem, czy każdej) książkach powtarza ten sam schemat. Coś w stylu: wielka miłość zdarza się raz w życiu i nawet jeśli niesie ze sobą cierpienie/śmierć/rozstanie - to warto wszystko za nią oddać. W sumie prawda, w sumie się zgadzam - ale jakoś nie chce mi się o tym czytać, w każdym razie nie u Sparksa ... Przyznam jednak, że ekranizacje jego powieści zdarza mi się oglądać i wzruszyć i jakoś to wszystko lepiej wygląda w wersji filmowej.

Moja ocena: 2,5/6

11 paź 2011

Amy Chua "Bojowa pieśń tygrysicy"

Długo zajęło mi przeczytanie tej książki. I zastanawiałam się, czy napisać o niej na blogu, czy nie ... Odkładałam na półkę co jakiś czas, by potem znowu sięgnąć. Nie dlatego, że jest źle napisana, czy nieinteresująca. Po prostu denerwowała mnie zawartość i podejście do własnych dzieci autorki. Taki model wychowania jest dla mnie nie do przyjęcia i swojemu dziecku nie zafundowałabym takich atrakcji.

Więc napiszę tylko o książce, bo gdybym miała oceniać książkę przez pryzmat autorki, to musiałabym zjechać niemiłosiernie i wystawić najniższę notę.

Amy Chua, profesor prawa, opowiada o tym, jak wychowywała swoje dwie córki. Jest przekonana o tym, że zachodni model wychowywania dzieci to nicdobrego. Dzieci więc wychowywuje (a może tresuje?) w tradycyjnym chińskim stylu (chociaż wielu zarzuca jej, że ten jej chiński model nie ma zbyt wiele wspólnego z tradycyjnym chińskim modelem). Amy Chua chce wyhodować idealne dzieci, utalentowaną pianistkę i skrzypaczkę. Tylko, że czasem się zapomina i przykręca dzieciom śrubę tak, że starsza gryzie fortepian, aby odreagować. Ciągle jest za mało i można z dzieci wycisnąć jeszcze więcej. Córki ćwiczą grę nieustannie, urodziny czy urlop nie są powodem do skrócenia ćwiczeń (o przerwaniu gry nawet na dzień nie  myśli wcale, skrzypce podróżują po całym świecie, a że fortepianu nie da się spakować do walizki - zaradna matka rezerwuje instrument w hotelach, restauracjach, szkołach muzycznych i czasem jedzie na drugi koniec miasta zaraz z lotniska, aby córka mogła zaliczyć przepisaną porcję ćwiczeń). Autorka nieustannie się poświęca, planuje, inwestuje czas i pieniądze w dzieci. Marzy o tym, że będą zdobywać laury i brylować w towarzystwie. Robi dla nich wszystko - w swoim pojęciu jak najlepiej, dziewczyny mają talent i wygrywają, jedna z nich nawet daje koncert w Carnegie Hall. Ale za jaką cenę? Po co to wszystko? Na pewno nie po to, żeby zapewnić szczęśliwe dzieciństwo - zresztą Chua przyznaje, że takie pojęcie u niej nie istnieje, nie wie, co to szczęście i nie potrzebuje wiedzieć. Matka jest od tego, żeby jak najlepiej przygotować do trudów życia i walki, a nie od lubienia i kochania, powinna zahartować dzieci i sprawić by osiągnęły sukces (ale tylko pierwsze miejsce, druga lokata to porażka), często posiłkując się kontrowersyjnymi metodami (zakaz wyjścia do toalety, dopóki fraza nie będzie czysta, nieustanne zwalnianie z takich nieistotnych zajęć szkolnych jak sztuka, sport - żeby tylko jeszzce więcej poćwiczyć na skrzypcach, poza tym krytyka i wytykanie błędów codziennie).

Niby książka jest napisana trochę dowcipnie, niby autorka przedstawia to wszytsko z dystansem, a może i przymrużeniem oka ... ale jakoś nie mogłam tego czytać na spokojnie. Bo to jednak nie jest fikcja, nikt sobie tego nie wymyślił, to zapis dzieciństwa konkretnych dzieci.
 No i już pierwsza strona może człowieka zdenerwować, gdy przeczyta "dekalog" chińskiej matki:
Moje dzieci na przykład nigdy nie mogły:
- nocować u przyjaciół
- iść na dziecięce przyjęcia urodzinowe,
- graś w szkolnym teatrze,
- skarżyć się, że nie mogą grać w szkolnym teatrze,
- oglądać telewizję i grać na komputerze, 
- symej wyszukać sobie rozrywkę w czasie wolnym, 
- otrzymać gorszą ocenę niż najwyższa
- nie być najlepszą w klasie z każdego przedmiotu (oprócz sportu i teatru)
- grać na innym instrumencie niż skrzypce i pianino
- nie grać na pianinie albo skrzypcach  (tł. własne).
Kto chce, niech przeczyta. Ale nie traktuje książki jako poradnika wychowawczego.

Moja ocena: mimo wszytsko 4+ (jeśli chodzi o teskt, a nie autorkę i jej poglądy)

26 wrz 2011

Jan Krasnowolski "9 łatwych kawałków"


Zbiór opowiadań, według Lema (napisał wstęp) "są to, mówiąc z pewna przesadą Kwiaty zla". Autor nie jest zachwycony otaczającą nas rzeczywistością, postąpującym zanikiem więzi, technicyzacją życia i wyobcowaniem jednostki. W tych króciutkich utworach rolę złego pełni wszechobecna telewizja, technika, narkotyki, eksperymenty naukowe, dostaje się też wytworom popkultury. Na kartach książki można spotkać między innymi: Staruszka hodującego rybki, porucznika Muldę i porucznik Skulską (mrugnięcie okiem w stronę fanów serialu), Zdechlaka mającego poślubić Mariolettę, dziedziczkę fortuny zbitej na ogrodowych krasnalach, przewijają się też czarownice i wampiry, a nawet obcy.

Czytało mi się bardzo dobrze. Polecam!

Moja ocena: 4,5/6

19 wrz 2011

Mariusz Grzebalski "Człowiek, który biegnie przez las"






Kilka opowiadań. Dwa wieczory, bo nie mogłam na raz połknąć, musiałam się zastanowić czy odłożyć, czy dokończyć innym razem. Książka nie zapadła w pamięć, ale mnie mocno zirytowała i niemal żałuję, że straciłam czas na czytanie. Parę opowieści mi się nie podobało, dwóch nie mogłam zrozumieć (a może nie nadążałam za autorem). W notce na okładce jest zdanie: "biegnie się tu przez las sensów..." i chyba się pogubiłam w tym lesie wspomnień i okruchów pamięci. Może jedno opowiadanie jest warte przeczytania, reszta wynurzeń autora mnie nie zainteresowała i nie przykuła uwagi.

Moja ocena:  3 (i to z minusem ...niestety)

14 wrz 2011

Lilian Jackson Braun "Kot, który czytał wspak"





Jim Qwilleran (niegdyś rozchwytywany reporter) znajduje zatrudnienie w Daily Fluxion. Ma zajmować się pisaniem o artystach, a na sztuce prawie się nie zna, dla tego dociekliwego dziennikarza takie zajęcie to jak zesłanie (ale zawsze lepsze niż brak pracy). W gazecie prym wiedzie charyzmatyczny znawca sztuki George Bonifield Mountclemens III. Jego recenzje są jedyne w  swoim rodzaju, doprowadzają do białej gorączki, czytelnicy piszą setki listów, może wywindować malarza na sam szczyt, albo doprowadzić do zwolnienia dyrektora muzeum. I właśnie w niesamowitym domu kolekcjonera sztuki zamieszka nowy dziennikarz. Znajomość z Mountclemensem i jego arystokratycznym kotem Kao K'o-Kungiem otworzą mu oczy na sztukę. A morderstwa popełnione w artystycznym światku skłonią do poszukiwania mordercy, niezwykle pomocny okaże się wyjątkowy kot, który nie tylko zna się na malarstwie i ma własny wysublimowany gust, ale i umie czytać (wprawdzie wspak, ale zawsze).

Książka jest pierwszą z cyklu historii kryminalnych. Czytało się przyjemnie i podobała mi się, ale nie wiem, czy czytając następne części będzie tak samo bawić. Całkiem dobry lekki kryminał. Polecam jako lekturę odprężającą, w sam raz do autobusu, czy poczekalni.

Moja ocena: 4,5/6

13 wrz 2011

Małgorzata Gutowska - Adamczyk "Mariola, moje krople..."

Po entuzjastycznych recenzjach bardzo napaliłam się na książkę, zakupiłam nawet własny egzemplarz. Niestety rozczarowałam się trochę.

Czytało się dobrze, ale spodziewałam się i czegoś więcej i czegoś innego.

Akcja rozgrywa się w teatrze, gdzieś na prowincji. Kieruje nim dyrektor Zbytek wraz z aktualną żoną Pauliną, w tle przemykają się dwie exżony oraz aktualna kochanka marząca o wygryzieniu legalnej połowicy. Teatr jest miejscem spotkań miejscowych ważnych osobistości, wpadają do bufetu, aby coś przekąsić (bufetowa zawsze umie coś skombinować, załatwić koniaczek, a na zapleczu nawet pędzi się bimber). Taki mały mikrokosmos: wpadają partyjni ważniacy i działacze opozycji, studenci, kolportuje się ulotki, ksiądz ma nadzieję, że w końcu odegrają jego sztukę. Na dodatek niedługo ma przyjechać delegacja rosyjskich wojskowych i premiera sztuki ma uświetnić pobyt gości. Nic dziwnego, że dyrektor coraz częściej sięga po krople i w młodym warszawskim reżyserze widzi iskierkę nadziei. Zachować spokój nie jest łatwo, bo dochodzi niespodziewana kontrola z góry, pracownicy na tyłach hodują maciorę, aktorzy przed premierą lądują w szpitalu, a w czeluściach teatru schowano powielacze.

Jest smak dawnych czasów (np. w postaci baby z cielęciną), aktorki zamiast na próbach spędzają czas w kolejkach. Jednak to co z początku mnie śmieszyło zaczęło w końcu trochę denerwować. Za dużo tych zbiegów okoliczności, powiązań, z komedii zrobiła się farsa.

Moja ocena: 4/6

Władysław Szpilman "Pianista"

Poruszająca książka, wstrząsający film.
Lektura obowiązkowa.

7 wrz 2011

Virginia Woolf "Die Feder wittert die Fährte. Eine Skizze der Vergangenheit"


Książka chyba nie została wydana po polsku (w biblionetkowym katalogu nie znalazłam).

Ze wstydem muszę przyznać, że Virginia Woolf i jej dokonania są mi prawie całkowicie nieznane. Znałam tylko z nazwiska, z grubsza kim była - i tyle.
Wspomnienia pisarki pozwoliły mi poznać troszkę jej osobę i wydarzenia, które miały ogromny wpływ na późniejsze życie. Virginia Woolf to postać niezwykle barwna - to co można przeczytać w książce, to zaledwie wycinek. Ale bardzo interesujący, przy okazji można wejść w klimat londyńskich salonów, otrzeć się o literackie i naukowe sławy, zakosztować wiktoriańskiego stylu życia, który bardzo uwierał młodą Virginię. W tekstach pojawia się również St. Ives /rybacka wioska gdzieś w Kornwalii/, rodzina spędzała tam wakacje i we wspomnieniach jawi się jako kraina szczęścia.  Eseistka przywołuje postać matki i siostry Stelli - wczesna strata tych bliskich osób pozostawiła ogromną pustkę. Dla wielbicieli Woolf z pewnością interesująca pozycja - jest to wybór nieopublikowanych szkiców wydanych pośmiertnie, nie wiadomo, czy były przeznaczone do druku.

Przyznam, że z pewnym trudem przebrnęłam przez kilkadziesiąt pierwszych stron, potem rozsmakowałam się w lekturze. Do tego stopnia, że chętnie sięgnę po biografię i coś z dorobku pisarskiego.

Moja ocena: 4,5/6

5 wrz 2011

Joanna Bator "Piaskowa Góra"

Bardzo dziękuję za pożyczenie książki Pemberley. Przeczytałam jeszcze przed urlopem, ale jakoś nie miałam czasu się rozpisać. Więc nadrabiam zaległości.

Książka bardzo mi się podobała. Historia, a właściwie hiostorie trzech kobiet: babci, matki i wnuczki. Opowieści Jadzi, Dominiki, Haliny oraz Zofii przeplatają się ze sobą i składają na skomplikowany obraz rodziny. Niemal każda z kobiet ma jakąś tajemnicę, albo grzeszek na sumieniu, każdą los doświadczył w jakiś sposób. Autorka wprowadziła również wiele postaci drugoplanowych, dowiadujemy się sporo także i o innych mieszkańcach wałbrzyskiego blokowiska. Galerię postaci uzupełniają między innymi Kazimierz i Basieńka Maślakowie, Iwonka Sledź, rodzina greckich komunistów, Grażynka Rozpuch, inżynier Waciak,czy ksiądz Adam. Każde z nich bardzo charakterystyczne, ma swój własny niepowtarzalny świat, marzenia, wizje.

Książka podobała mi się właśnie ze względu na ten rozmach i rozległą panoramę. Istny Babel (tak zresztą swoje blokowisko nazywają mieszkańcy), wielość ludzi i problemów, doprawiony realiami minionej epoki. Można przeczytać o tym, co jeszcze tak niedawno składało się na naszą rzeczywistość; tęskne przeglądanie zachodnich katalogów, kolekcja kryształów w meblościance, stanie w kolejkach, imprezy zakrapiane ogóreczkiem i śledzikiem, marzenia o talonie na malucha, dancingi i wiele innych rzeczy tworzą barwną mozaikę losów i historii.

Jedno tylko w książce nie dawało mi spokoju. Wiem, że autorka zna się na rzeczy, nieobca jej socjologia i antropologia. Ale ... jakoś dobór nazwisk mi się wydał podejrzany, niemal wszystkie nazwiska są nacechowane, albo przywodzą określone skojarzenia. Jako górniczej córce wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby na tym górniczym osiedlu nie można było znaleźć żadnej rodziny -skich, -ckich, albo choćby Nowaków. Książkę zaludniają same Maślaki, Pasiaki, Chmury, Kosy.

Aż się boję sięgnać po Chmurdalię ... czy dorówna pierwszej części?. Wiem, o czym będzie i nie wydaje mi się, żeby mnie zainteresowały losy Dominiki tułającej się po świecie ... Ale to się okaże dopiero jak przeczytam.


Moja ocena: 5,5/6

22 sie 2011

I ja mam stosik ...

Stosik jest owocem wymian, wygranych i darowizn . Będę miała czym się karmić przez kilka miesięcy ...





No i to jeszcze nie koniec, bo wybiorę się na polowanie na okazje i zajrzę, co mają do wyrzucenia w bibliotece :)  A na razie wypoczywam u mamy  :)

14 sie 2011

Tess Gerritsen "Grzesznik"



Prawie wcale nie czytam książek, które można zakwalifikować jako  thrillery medyczno-kryminalne. Pierwsze spotkanie nie było jednak takie straszne. Jeśli chodzi o tematykę. wolę coś takiego w wersji serialowej (nie książkowej), coś w stylu CSI.

Książka jest kolejną w cyklu. Jane Rizzoli /detektyw/ i Maura Isles /lekarz sądowy/ to kobiecy duet tropiący przestąpców w Bostonie. Tym razem zajmują się brutalnym morderstwem: młoda zakonnica zostaje zmasakrowana w klasztornej kaplicy, druga siostra walczy o życie w szpitalu. Jaki związek z tą zbrodnią mają zwłoki niezidentyfikowanej kobiety i śmierć wiceprezesa koncernu? Czy są ze sobą w jakiś sposób powiązani, a może to zbieg okoliczności? Kto stoi za tym wszystki i komu zależy na tym, aby nie wykryto sprawcy? Obok wątku kryminalnego i medycznych opisów autopsji czytelnik ma wgląd w prywatne życie policjantki i pani doktor, przygląda się sercowym rozterkom i miłosnym wyborom.

Czytało mi się dobrze, ale raczej nie mam rozeznania jeśli chodzi o gatunek.

Moja ocena: 4/6

5 sie 2011

Alice Hoffman: Das Haus der Amseln"



Zbiór kilkunastu opowiadań, każde z nich wiąże się z mieszkańcami pewnego domu na wybrzeżu. Autorka poświęciła szczególną uwagę kobietom, które związały swoje życie z tym kawałkiem lądu.
Czytałam już jakiś czas temu, więc nie pamiętam większości imion, miejsc. Ale pozostało niezatarte wrażenie. Z pewnością poleciłabym książkę innym.

Książka obejmuje prawie dwustuletnią historię starego domostwa, położonego na skraju rybackiej osady gdzieś w Stanach (Cape Cod). Dom wybudował rybak dla swojej rodziny, przede wszystkim żony. Mieli wieść piękne życie na swoim skrawku ziemi, uniezależnieni od kaprysów oceanu. Ale życie bywa okrutne - ledwo spełniło się ich marzenie, los zabrał to, co najcenniejsze. I właśnie prawie wszystkie opowiadania mówią właśnie o tym - że szczęście trwa tylko chwilę-dwie, że za wielką miłość przyjdzie kiedyś drogo zapłacić, że nic nie trwa wiecznie, że spełnienie marzeń bywa okupione cierpieniem. W każdym (albo niemal każdym) opowiadaniu przewija się motyw tytułowego kosa - pojawienie się tego ptaka, w dodatku nietypowego koloru (białego) zapowiada nieszczęście, albo zmianę w życiu. Tematykę zbioru dodatkowo podkreśla przyroda i zachowanie się morza: częste sztormy, niepogoda, melancholijny krajobraz, odcienie szarości, deszcze, budują nastrój niepokoju.
Co jeszcze dodać, aby zachęcić? Może to, że czytelnik znajdzie też coś w rodzaju realizmu magicznego - ów kos ukazujący się niektórym, wieloryby umierające na brzegu i dziecię zrodzone tej nocy, rybak wiele lat po ataku krwiożerczej ryby wykaszlujący jej zęby, grusza zasadzona z miłości będąca świadkiem wielu tragedii.

Książka bardzo mi się podobała. Szkoda, że nie ma polskiego tłumaczenia (Biblionetka nie podaje takiej książki).
Moja ocena: 5,5/6

Jeśli kogoś zainteresowałam - może uda się przeczytać po angielsku (albo niemieckie tłumaczenie).
O książce można przeczytać tutaj


PS. Jeśli chodzi o zdjęcia na blogu - czasem pojawiają się z opóżnieniem. Zależy od tego, czy piszę z dużego komputera (tam przechowuję zdjęcia), czy z najzwyklejszego laptopa, który nadaje się tylko do surfowania.

29 lip 2011

Ruth Rendell "Das Haus der geheimen Wünsche"



Książka krótka, lekka, w sam raz na wakacje, przeczytać i odłożyć.

Piers i Petra (angielskie rodzeństwo) spędzają z rodzicami wakacje na Majorce. Ma to być niezapomniana przygoda i mile spędzony czas. Poznają kuzynkę, piękną Rosario i stają się nierozłączni. Z czasem Piers i Rosario mają się ku sobie. Zaprzyjaźniają się też z innym angielskim chłopcem /imienia nie pamiętam już wcale). Czwórka młodych ludzi spędza wspólnie czas i postanawia zobaczyć dom, w którym straszy. Wyprawa będzie brzemienna w skutkach. Niedługo potem Piers i Rosario znikają w tajemniczych okolicznościach, przepadają bez śladu. Dalsze życie Petry zdeterminuje nieobecność brata i niepewność co do losów zakochanej pary.

Co się naprawdę stało przed kilkudziesięciu laty? Wypadek, porwanie, zbrodnia, ucieczka? Petra wraca po latach na Majorkę i odkrywa prawdę. Czy prawda przyniesie ulgę, czy wręcz przeciwnie rozjatrzy rany?
Kto chce się dowiedzieć, jak rozwiązała się zagadka, może przeczytać książkę. Można też sobie darować lekturę i wypożyczyć coś innego.

Moja ocena: 3/6

24 lip 2011

James Patterson, Andres Gross "Ratownik"



Książka trochę sensacyjna, trochę kryminalna, ciut romantyczna. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie ... Ja jednak nie znalazłam. Przeczytałam, bo nie było nic lepszego pod ręką.
Ned Kelly - ratownik "z przeszłością", poznaje na plaży dziewczynę. Coś się zaczyna, ale po kilku dniach piękna nie-znajoma zostaje zamordowana. Jakby tego było mało, wielki skok się nie udaje, wspólnicy gina w strasznych okolicznościach, a Ned jest ścigany za te wszytskie zbrodnie i kradzież kilku obrazów /nie zdradzam zbyt wielu szczegółów - w notce na okładce to wszytsko już jest ujawnione/. Agentka FBI podąża tropem Neda i stara się rozwikłać intrygę.

Wątek kryminalny jest cienki, niedopracowany, mam wrażenie, że wręcz naciągnięty. Nie klei się zbytnio, w paru punktach nielogiczny. Zeby chociaż więcej klimatu Florydy było i więcej tego blichtru i zapachu pieniędzy /rzecz dzieje się w najbogatszej dzielnicy/ ... to byłby jakiś powód do przeczytania ...

Można przeczytać, ale można sobie spokojnie darować

Moja ocena: 2,5/6

PS   Zdjęcia uzupełnię, jak znajdę kabel do aparatu. Gdzieś się zawieruszył ...

18 lip 2011

Rafał Tomański "Tatami kontra krzesła"




Książka pewnie znana już większości z innych recenzji. Chwalona i polecana.

Jako miłośniczka Japonii nie mogłam nie sięgnąć. Trafiła się okazja, więc kupiłam i przeczytałam.

Zastanawiam się czy jest sens pisać o tym co jest w książce. Zamiast tego, napiszę o moim odbiorze.

Za dużo się chyba spodziewałam po entuzjastycznym przyjęciu przez blogerów. Obiektywnie rzecz biorąc - jest dobra, ale daleko do zachwytu. Poza tym nie lubie książek "encyklopedycznych" - każde zjawisko, osobliwość, cecha jest opisana w małym podrozdziale. Coś jakby przewodnik po japońskich osobliwościach w pigułce, zbiór anegdot i ciekawostek. Odniosłam wrażenie, że autor przegrzebal inne publikacje,artykuły, internet i skompilował z tego książkę. Brakowało mi informacji (wiem, można znaleźć w internecie, samemu odszukać, z tym, że u mnie książki i komputer nie są kompatybilne - albo czytam, albo surfuję, nie chciało mi się specjalnie załączać komputera i sprawdzać życiorysu) o tym, ile czasu autor spędził w Japonii, co tam robił. I źle mi się czytało - zastanawiając się na ile sam doświadczył Japonii na własnej skórze, w ogóle jakby go nie było i opisywał wszytso z boku, czysem tylko dodając jakąś osobistą uwagę. Równie dobrze mogłby stwierdzić, że inny kraj zasługuje na opisanie i poszperać w internecie i stworzyć książkę nie ruszając się z domu. No i na koniec dodam, że po prostu większość rzeczy związanych z Japonią już była mi znana i nie czytałam z wypiekami na twarzy o superszybkich pociagach, czy hotelach kapsułowych.

Czy polecam? Tak - ale raczej tym,którzy dopiero poznają Japonię i mało wiedzą o Kraju Kwitnącej Wiśni.

Moja ocena: 4,5/6


PS. Akcja przeprowadzka zakończona sukcesem. Postaram się nadrobić zaległości w recenzjach. Niestety znowu nie udało mi się wyeksponować w domu książek. W marzeniach i planach wszystko wydaje się większe. Także i możliwości mieszkania. Książki znowu są upchnięte w 2 półkach - jedna na drugiej. Obiecuję za to zrobić zdjęcie biblioteczki synka - jego książki są na widoku.

24 cze 2011

Na pudłach ...


Do napisania za dwa-trzy tygodnie ...
Z powodu przeprowadzki w życiu realnym, trzeba zrobić przerwę w życiu wirtualnym ...
Czas na czytanie książek się zawsze znajdzie, ale recenzje pojawią się później ...

Siedzimy już praktycznie na walizkach (albo raczej kartonowych pudłach) :D 
I jak dobrze pójdzie, to może uda mi się w końcu w sypialni zainstalować coś (jeszcze nie wiem: półeczkę, regalik, szafkę) na moje skromne zasoby (bo i teraz już nie zbieram i nie kolekcjonuję, zostawiłam tylko te najbardziej ukochane i te, do których powracam, teraz wolę wymieniać i mieć ciągle coś nowego do czytania). Do tej pory stały chyłkiem w tzw. meblościance, gnieździły się w szufladach, czaiły w stosiku koło łóżka, albo szukały schronienia na parapecie kuchennym ;)
Za to synkowe książki od zawsze stały porządnie poukładane, jak najniżej - żeby zawsze mógł sięgnąć po coś do czytania.

Macham łapką i wrócę niedługo !!

17 cze 2011

Corinne Hofmann "Biała Masajka"



Książka trudna do zdefiniowania, wymykająca się jednoznacznej ocenie. Niektórych może przyprawić nawet o ból zębów.
Na początku niesamowicie mnie irytowała, co chwilę dziwiłam się i zachodziłam w głowę, jak można być tak głupią i naiwną i "co ona w nim widziała". I jeszcze to wszystko opisywać.
Gdy przestałam analizować postępowanie autorki, gdzieś mniej więcej około 80 strony, czytało mi się już znacznie lepiej. Zamiast litować się nad bezmyślnością i zaślepieniem kobiety, wyobrażałam sobie życie w buszu.

Corinne na urlopie w Kenii poznaje wojownika masajskiego i z miejsca się w nim zakochuje "bo jest taki piękny, ciało cudownie lśni i jest pomalowane farbą i przyozdobione". I coś ją do niego przyciąga. To nic, że przyjechała na urlop z prawie-że-narzeczonym, ona i jej wybranek umieją  tylko kilka słów po angielsku, reszta na migi, dzieli ich przepaść kulturalna. Nic to. Corinne już wie, że to miłość jej życia i decyduje się z miejsca, że przenosi się do Kenii. I wraca do Szwajcarii - sprzedaje wszystko, likwiduje sklep, pakuje walizki, by czym prędzej wrócić do ukochanego i wieść z nim szczęśliwe życie na czarnym lądzie.

Co sprawia, że biała kobieta decyduje się porzucić w miarę wygodne życie i zamieszkać w buszu, w chacie ulepionej z krowiego łajna, tłucze się wielokrotnie autobusami do większego miasta, żywi się upieczoną kozią nogą? Jakie problemy wynikną w związku Europejki i Afrykanina? Czy możliwe jest pogodzenie dwóch tak różnych światów?Jakie zwyczaje panują w masajskiej wiosce? O tym wszystkim można przekonać się czytając wspomnienia białej Masajki.

Uprzedzam jednak, że to lektura nie dla wszystkich. Mimo rekordów popularności książka ma swoje słabe strony. Na początku przeszkadzało mi, że nie ma komentarza, zastanowienia, wręcz oczekiwałam samokrytyki (w końcu książka nie była pisana na żywo, ale z perspektywy czasu). Jednak potem doszłam do wniosku, że tak ma być, autorka opisuje swoje myśli, swoje przeżycia, marzenia i sposób myślenia w tamtej chwili, a od wyciągania wniosków jest czytelnik (a wnioski są nieciekawe, jeśli chodzi o sposób myślenia i zachowanie autorki, jest jak ćma, która leci do światła i albo spali się cała albo tylko skrzydełka). No cóż - miłość nie wybiera, czasami każe robić głupie rzeczy, wywraca życie do góry nogami i pomaga znosić najgorsze rzeczy. Ale czasami sama miłość (o ile była to miłość) to za mało ...

I nadal nie mogę wyjść ze zdumienia, że jednak miała odwagę napisać to co napisała, i narazić się na krytykę ludzi (bo sie nie zaszczepiła, bo naiwna, bo poleciała za chłopem myśląc "jakoś to będzie").
Ale to jej historia, jej życie. Jej uczucia i decyzje. Przeżyła przygodę swojego życia i na pewno ma o czym opowiadać. To ona siedziała w zadymionej chacie, nosiła kanistry z wodą, pasła kozy. Tylko ona może odpowiedzieć na pytanie - czy warto było?

Po dugich wahaniach przyznaję ocenę 4 z bardzo dużym minusem.

Ciekawe jak to "wygląda" w języku oryginału. Być może zgrabniej to wszystko brzmi i styl pisania bardziej pasuje do języka niemieckiego. Ale aż tak bardzo książka mnie nie zachwyciła, żeby czytać drugi raz.

12 cze 2011

Nora Roberts "Ciemna strona księżyca"



Reece Gilmore zatrzymuje się w małym górskim miasteczku. Auto się zepsuło, więc i tak trzeba znaleźć mechanika, a że podróżuje bez celu - może zrobić sobie przerwę w wyprawie. Właścicielka miejscowej jadłodajni szuka kucharki i Reece decyduje się podjąć pracę na jakiś czas. Bo właśnie jest w drodze, bo kończą się pieniądze, kilka tygodni może spędzić w sielankowej atmosferze, wśród życzliwych ludzi. Ale Reece nie wie, że i tu będą ścigać ją zmory przeszłości, koszmary nie odejdą, a nawet stanie się świadkiem morderstwa. A może to tylko wytwór jej wyobraźni? Gilmore była ofiarą napadu, cudem wymknęła się śmierci (dwukrotnie postrzelona, potem w śpiączce), od tamtego wydarzenia ma zaniki pamięci, dręczą ją koszmary, obsesje, lęki. Może to, co widziała, to urojenia? Czy w miasteczku ukrywa się morderca pod maską miłej, dobrodusznej osoby? Czy ktoś uwierzy osobie, która miewała przywidzenia i panicznie reaguje na odgłos trzaskającej gałęzi?
Pobyt w tej małej mieścinie na zawsze zmieni życie bohaterki - o czym można się przekonać czytając książkę.

Czytało się dobrze. Ale zabrakło tego czegoś ... Na okładce było ostrzeżenie: historia mrożąca krew w żyłach. Jednak żadnego dreszczyka nie poczułam, nie przewracałam z niecierpliwością kartek.

Moja ocena: 3/6

1 cze 2011

Heinrich Böll "Utracona cześć Katarzyny Blum albo: Jak powstaje przemoc i do czego może doprowadzić"






Młoda kobieta przypadkowo poznaje poszukiwanego przestępcę. W trakcie policyjej obserwacji ślad urywa się w mieszkaniu Katarzyny Blum - wszystko wskazuje na to, że pokazała mu drogę ucieczki z obstawionego policjantami bloku.

Już na początku dowiadujemy się, jaki był finał sprawy. Książka odtwarza przebieg zdarzeń, które poprzedziły czyn Katarzyny Blum, pokazuje, jak 3 dni może zmienić całe życie. Przesłuchanie młodej kobiety, przypuszczenia śledczych, zebrane materiały, węszenie wśród znajomych nałożone na charakter kobiety, jej cechy osobiste wprowadza napięcie i wywraca życie do góry nogami. Ale to działania dziennikarzy, osaczenie przez popularną gazetę, krzyczące nagłówki w prasie oraz wykrzywione relacje dotyczące przesłuchiwanej Katarzyny B. powodują uruchomienie lawiny. I właśnie o praktykach stosowanych przez  pewną gazetę (podobieństwo do Bilda nieuniknione - jak pisze Böll we wstępie), przemocy słowa drukowanego, napastliwości dziennikarzy, gonieniu za sensacją, jest ta książka. Jaką moc ma słowo, jaką siłę niszczącą. Pokazuje, że gazeta ma za nic opisywane osoby, może interpretować fakty na swój własny sposób, nie przejmując się tym, że życie kilku osób jest złamane a dobre imię zbrukane. Co więcej - najpierw obrzuca błotem i wylewa pomyje na głowę nieszczęśnika, żeby później móc przedstawić na pierwszej stronie prawdziwą relacje ofiary (w która po wcześniejszych publikacjach i tak nikt nie uwierzy i wydaje się tym bardziej fałszywa).

Moja ocena: 4,5/6

Książka bardzo dobra. Ale w trakcie lektury miałam dylemat. Czy się nieco nie zdeaktualizowała? Dzisiaj już chyba nie trzeba otwierać oczu i pokazywać niecnych zabiegów prasy (przy okazji telewizja i internet też mają podobną siłę rażenia), chyba nie jest już takim odkryciem, że gazety bulwarowe przeinaczają wypowiedzi, układają w odpowiedni sposób fakty i ich interpretacje. Co więcej - dzisiaj coraz więcej ludzi chce się znaleźć w mediach i zaistnieć w świadomości odbiorców, sami pchają się przed obiektyw, nieważne jak napiszą, ważne, że piszą. Dzisiaj, gdy wszystko jest na sprzedaż, nie ma tabu w mediach, nie da się już zaskoczyć czytelnika niczym szczególnym, nawet skandal nie oznacza wykluczenia ze społeczności. Dzisiaj historia Katarzyny Blum skończyłaby się (mam takie wrażenie) inaczej.

24 maj 2011

"Romeo i Julia"



Jedna z tych książek, które znają wszyscy, a tylko nieliczni przeczytali. Ja też jakoś nie miałam jeszcze okazji poznać w formie pisanej (to Makbet był lekturą szkolną), znam w wersji filmowej, teatralnej, z licznych odniesień kulturowych i przeróbek.

Miałam w przekładzie Paszkowskiego - podobno jest ugrzeczniony, uszkolniony. Być może kiedyś dla porównania przeczytam w innym tłumaczeniu.
Chyba wszyscy wiedzą o co chodzi w sztuce Szekspira i jak się kończy historia zakochanych. Podczas lektury zwróciłam większą uwagę na postacie drugiego planu (piastunki, Tybalta) i roli spowiednika, jaką niechcący odegrał w dramacie.

Utwór wiekowy, ale się nie zestarzał. Każdy znajdzie coś dla siebie - zakochani bądą przeżywać męki niepewności z parą z Werony, inni pochylą głowy nad młodzieńczą wiarą w to, że taka miłość się zdarza raz w życiu, ktoś będzie się śmiał pod nosem z takich problemików i wyznań.
Mnie tym razem uderzyło, jak splot okoliczności i przypadek może w życiu namieszać. I ile było takich: "gdyby ..., gdyby...".

I na koniec doszłam do wniosku, że to sie musiało tak skonczyć. Musieli umrzeć piekni, młodzi, zakochani do szaleństwa i stać się ikoną kultury. Julia otoczona gromadką dzieci, zaniedbana i zmęczona, zastanawiająca się co podać na obiad. Romeo z brzuszkiem i zakolami, może i wykradający się na schadzki z innymi - to byłaby dopiero tragedia.

19 maj 2011

Wladimir Kaminer "Es gab keinen Sex im Sozialismus"


Stary, dobry, sprawdzony Kaminer. Jakoś go lubię i czytam kolejne książki. Choć muszę przyznać, że niczym nowym nie zaskakuje, znowu pisze w ten sam sposób, poczucie humoru w tej samej kondycji.

Tym razem bierze na tapetę dawny ustrój i życie w socjalistycznym państwie - jako Rosjanin z krwi i kości (choć mieszkający od wielu lat w Berlinie) doświadczył tego na własnej skórze. Można się dowiedzieć z anegdotek o sekretach produkcji bielizny w dawnym ZSRR oraz o dostępnych rodzajach papierosów, wojnach stadionowych, obaleniu Gorbaczowa, o tym jak się kupowało i naprawiało samochody w poprzednim systemie. A także zajrzeć za kulisy przydomowego kasyna, poznać tajemnice lotnego bazaru, co nieco dowiedzieć się o służbie wojskowej.

Dlaczego każde rosyjskie dziecko miało w domu żółwia? Czemu miał służyć tele-most? Jak można było za darmo telefonować z Niemiec?
Kto che poznać odpowiedzi na te i inne pytania, powinien sięgnąć po Kaminera.

Moja ocena: 4/6

17 maj 2011

Khaled Hosseini "Tysiąc wspaniałych słońc"


Niezwykła książka.
Polecam!!

Historia Afganistanu opowiedziana z perspektywy dwóch kobiet. Mariam - jest nieślubną córką bogacza i służącej, wychowała się w mizernej chatce zagubionej wśród wzgórz, z dala od ciekawskich spojrzeń ludzi, ta niewykształcona dziewczyna prawie nie spotykała innych ludzi i nigdy nie była w pobliskim mieście Heracie. Lajla dorasta w pełnej rodzinie, w Kabulu, cieszy się wolnością i spędza czas z najlepszym przyjacielem, ojciec przekazał jej miłość do wiedzy i książek. Dzieli je wszystko, łączy  mężczyzna - poślubiają tego samego człowieka, szewca z Kabulu. Początkowa niechęć przeradza się w przyjaźń, która zostaje wystawiona na ciężką próbę.

Książka porusza wiele tematów: miłość, przyjaźń, poświęcenie, ofiarę. Przedstawia codziennie życie kobiety w społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn: najpierw ojców, braci, potem mężów. Gdzie bez zgody męskiego krewnego nie można samej wyjść na ulicę, uczyć się i pracować. Jest to też książka o mieście, kolorycie Kabulu, zaułkach, życiu toczącym się w czterech ścianach i na ulicy. Opowieść o najnowszej historii Afganistanu, jego tradycjach, sytuacji politycznej, zmieniających się stronnictwach i walczących ze sobą obozach - widziana oczami kobiet.

Moja ocena 5,5/6

15 maj 2011

Monika Szwaja "Nie dla mięczaków"

Facet po przejściach, kobieta z przeszłością - przy fontannie się spotkali, w Szczecinie. On miał zacząć nowe życie, był świeżo po rozprawie rozwodowej, nareszcie wolny - i tak miało zostać. Ale strzała Amora ugodziła i zaczął zdobywać "myszę" (tak ją nazwał, bo jakaś niepozorna, cicha). No i się zaczęło - randki, wyjazdy, wypad w góry, kolacyjki, marzenia o wieczorach przy kominku. Już myślał o ślubie, ale nagle na progu domu pojawił się prawie dorosły syn, o którego istnieniu nie miał pojącia. I się skomplikowało nieco. Ale historia opowiedziana jest  trochę bajkowo i wszystko się cudownie rozwiazuje, nawet tajemnica syna i dziewczyny (a może kobiety? przyjaciółki?) nie robią wielkiego wrażenia.

A moje wrażenia z lektury? Takie rzeczy tylko w bajkach  ... a w bajki dawno przestałam wierzyć ... Ale fajnie się czytało i raz na jakiś czas trochę bajki też jest potrzebne. I wiara w to, że po zakrętach losu drogi się prostują i realne jest zakończenie i żyli długo i szczęśliwie ...

Moja ocena: 4/6

9 maj 2011

John Grisham "Malowany dom"



Grishama znam, czytałam parę prawniczych bestsellerów. Tym razem książka trochę inna niż pozostałe w doorbku pisarza.
Grisham daje się tu poznać jako wielbiciel amerykańskiego Południa. Sam zresztą urodził się w stanie Arkansas, pierwsze lata życia spędził na farmie.
Malowany dom to opowieść z perspektywy kilkuletniego chłopca, który mieszka razem z rodzicami i dziadkami na farmie. Akcja rozgrywa się w ciągu kilku tygodni w czasie zbiorów bawełny. Cała rodzina i życie w tych miesiącach podporządkowane jest pracy na farmie, mówi się i dyskutuje nieustannie o pogodzie, słońcu, deszczu, robotnikach, cenach. Wszyscy są zaangażowani i pełni napięcia, emocji - czy uda się zebrać bawełnę na czas, czy farma poradzi sobie z długami z poprzedniego sezonu, czy wystarczy rąk do pracy. Nawet siedmioletni Luke musi wyrobić dzienną normę wyznaczoną przez ojca i w pocie czoła pracuje na równi z innymi niemal cały dzień. Luke to wrażliwy, mądry chłopiec, marzący o karierze baseballisty. W trakcie lektury stajemy się świadkami tego, jak kolejne sekrety przytłaczają Luka, coraz to mroczniejsze tajemnice sprawiają, że chłopiec dorasta w przyspieszonym tempie i kończy się dla niego beztroskie dzieciństwo.
Oprócz bawełny w życiu mieszkańców farmy ważną rolę odgrywa sport - baseball traktuje się jak rozrywkę, wydarzenie roku w miasteczku (gdy mecz rozgrywa drużyna złożona z miejscowych baptystów i metodystów albo protestantów, nie pamiętam dokładnie), przepustkę do lepszego życia. Transmisje radiowe gromadzą przed odbiornikiem radiowym całą rodzinę, a rozpoczęcie dyskusji o baseballu nieraz zapobiega kłótni na inne tematy. Jest też i miasteczko - jedyna atrakcja w okolicy, można iść do kina, napić się coli, wysłuchać plotek, pogadać z innymi, bo wszyscy w miasteczku doskonale się znają. Cotygodniowe wyprawy związane są również z miejscowym kościołem baptystów, zasady wiary regulują również życie społeczności. W powieści przewija się też motyw nieobecnego wujka Luka - toczy się woja w Korei i młody Chandler bierze udział w walkach. Czytanie listów, słuchanie radiowych wiadomości, atmosfera wyczekiwania i niepokoju również tworzy koloryt amerykańskiej społeczności w drugiej połowie XX wieku. Poza tym ważny jest też temat najemnych pracowników szukających zarobku przy zbiorach, oraz wzmianki o pojawieniu się pierwszych Meksykanów na farmach.
Grisham opowiada o tym, co sam widział, przeżył. Pisze o tym, jak prosto i niespiesznie toczyło się życie na południu. Opowiada o swojej małej ojczyźnie oczami  chłopca, który w trakcie lektury jest strażnikiem coraz większych sekretów.

Na dokładkę są również wątki sensacyjne i obyczajowe, społeczne.

Bardzo podobała mi się wyprawa w przeszłość oraz zanurzenie się w kolorycie południowych stanów.

Moja ocena: 4,5/6

Książki powędrują do ...

W komentarzach do notki rocznicowej wpisały się dwie czytelniczki. Dziękuję za skrobnięcie kilku słów o zawartości bloga. Miło wiedzieć, że gdzieś tam ktoś czyta moje wpisy i odwiedza bloga.

Nie przeprowadziłam jednak losowania - na pewno tej, której szczęście nie dopisało byłoby smutno ...

Proszę Izę i Moni o podanie adresów do wysyłki oraz wybranie niespodzianki spośród poniższych książek   (jeśli wybór padnie na ten sam tytuł - to wtedy los wskaże komu przypadnie wybrana pozycja, a druga osoba będzie proszona o ponowne wybranie lektury, moj mail: bluejanet@t-online.de):
* Sebastian Reńca Slady
* Michał Witkowski Lubiewo
* Irwin Shaw - Szus
* Krystyna Siesicka - Pejzaż sentymentalny
* Jonathan Carroll - Kraina chichów 


Zyczę przyjemej lektury!

3 maj 2011

Mary Higgins Clark "Córeczka tatusia"






Ellie - młoda reporterka dowiaduje się, że morderca jej siostry stara się o zwolnienie warunkowe i chce odzyskać dobre imię i zaufanie społeczności wznawiając proces, nowe zeznanie świadka ma świadczyć na korzyść skazanego przed 20 laty chłopaka. Andrea, nastoletnia siostra Ellie, została znaleziona martwa w garażu należącym do babki Roba Westerfielda, młody student z bogatej i szanowanej rodziny spotykał się potajemnie z dziewczyną, a Ellie wiedziała o tym i kryła siostrę. Zeznania kilkuletniego dziecka były podstawą do skazania chłopaka za wyjątkowo brutalne morderstwo. Ellie i jej rodzina nigdy nie pogodzili się z tym co się stało, tragedia zniszczyła ich życie, małżeństwo rodziców rozpadło się a dziewczynka musiała żyć z poczuciem winy: gdyby powiedziała wieczorem o planowanym miejscu spotkania być może udałoby się uratować siostrę, być może ojciec-policjant przeszkodziłby w zbrodni, być może próbując sprowadzić córkę do domu zastałby ją jeszcze żywą i zdołał sprowadzić pomoc na czas. Ellie jednak nie wydała sekretu siostry a rankiem było już za późno ...

Reporterka od lat już nie mieszka w rodzinnej miejscowości, od lat nie widziała ojca - ale wiadomość o ponownym procesie skłania ją do powrotu i zmierzenia się z przeszłością. Jest to jak terapia i okazja do uporządkowania spraw i zamknięcia bolesnego rozdziału. Ellie jest przekonana o winie Westerfielda, ale ludzie w miasteczku mają wątpliwości, czy w więzieniu siedział faktyczny zabójca, a nawet jeśli to on zabił - to odpokutował swoją winę i powinien żyć na wolności. W dodatku starają się ja zniechęcić i zmusić do zostawienia sprawy, rodzina skazanego chłopaka ma duże wpływy w mieście i za wszelka cenę chce zmyć plamę z rodowego nazwiska ... Tylko Ellie zależy na odkryciu prawdy. Z każdym kolejnym odkrytym elementem układanki i jej życie jest zagrożone ...


Moje pierwsze spotkanie z książka tej pisarki. Może być, przyzwoite - ale bez zachwytów.
Moja ocena: 4/6

2 maj 2011

12 miesięcy temu zaczęłam blogować + książka do wygrania

Przed rokiem zaczęłam pisać na blogu.
Przeczytałam w tym czasie kilkadziesiąt książek - większość doczekała się wpisu. Zamieszczone notki nie obejmują jednak całości przeczytanych przeze mnie lektur - bo czytuję i książki dla dzieci, przewodniki, poradniki, nie recenzuję utworów niedoczytanych do końca, albo przeczytanych wyrywkowo.

Z okazji rocznicy - dla czytelników mojego bloga mała niespodzianka. Oczywiście książkowa. Osoby pragnące wziąć udział w losowaniu proszone są o zostawienie w komentarzach przemyśleń (nie liczy się długość wpisu, to los wskaże zwycięzcę) na temat zawartości bloga - może to być odpowiedź na jedno z pytań:
Czy jakiś wpis na blogu skłonił Was do przeczytania książki? A może zniechęcił, wywołał zdziwienie? Całkowicie nie zgadzacie sie z recenzja i oceną? Czy może przeczytana dzięki wpisowi książka nie spełniła jednak oczekiwań? Jaki wpis wywołał największe emocje, najbardziej zaciekawił, albo zirytował? Co mogłabym zmienić, dopracować?
Losowanie za tydzień.

Dziękuję wszystkim czytelnikom bloga i cieszę się na kolejne lata w blogosferze.


A teraz trochę statystyki:
Liczba unikatowych czytelnikow: 1514
Czytelnicy pochodzą z 26 krajów:
Wyświetlenia stron: 4767
Największym zainteresowaniem cieszyły się wpisy o książkach:
Sapphire Push (307 wyświetleń),
Friedrich Durrenmatt Wizyta starszej pani (76)
Bertolt Brecht Matka Courage i jej dzieci (68)

Dziekuję za rok z Wami i życzę miłego czytania następnych wpisów!!!

29 kwi 2011

Amelie Nothomb "Z pokorą i uniżeniem"

Uważaj, bo twoje marzenie może się spełnić ...





Amelie marzy o pracy w japońskiej firmie, kraj ten jawi się jej jako utracona ojczyzna, jedyne miejsce na świecie, które może nazywać domem. Spędziła tu szczęśliwie dzieciństwo. Udaje się jej znaleźć i uzyskać pracę tłumaczki w dużej firmie z tradycjami, operującej na światowych rynkach. Amelie pragnie pokazać swoja wartość, zrobić karierę, wykorzystać swoje umiejętności. Podziwia swoją bezpośrednią przełożoną, jest nią oczarowana, wielbi niemalże. Gdy pracownik innego działu mówi o swoim problemie, o projekcie i konieczności tłumaczenia skomplikowanych tekstów, Amelie widzi w tym swoją życiową szansę. Z zapałem i oddaniem tłumaczy potrzebne dokumenty, prowadzi rozmowy. To co miało być trampoliną do sukcesu i przełomem w karierze okazuje się drogą w dół. Co z tego, że firma ma powiązania z rynkami europejskimi, współpracuje z zagranicznymi kontrahentami. Amelie na własnej skórze przekonuje się, że w japońskiej firmie rządzi skomplikowany układ zależności, hierarchia, każdy ma przypisane zadanie, wyjście poza swoje ramy to poważne wykroczenie. Tak samo jak nieposłuszeństwo wobec szefa i samowola w podejmowaniu decyzji (wg standardów europejskich byłaby to kreatywność i działanie na rzecz firmy). Nie można tak po prostu zabierać komuś innemu pracy, bo to ciężkie wykroczenie, a nie chęć pomocy, nie można awansować szybciej niż przełożony, nie można rozwinąć skrzydeł. Młoda kobieta zostaje odsunięta od poważnych zadań, zabrania się jej przyznawać do tego, że zna japoński, zabrania podejmować jakiekolwiek działania. Wszystko co zrobi mogłoby zostać odczytane jako sabotaż. To co miało być życiową przygodą i spełnieniem marzeń staje się bolesną lekcją życia w innej kulturze.

Z pewnością Nothomb zdawała sobie sprawę z tego, co może ją czekać, znała prawa rządzące japońskim społeczeństwem, ale chyba nie myślała, że będzie aż tak źle i że sam entuzjazm, zapał i respektowanie kultury chlebodawców nie wystarczy. No ale zebrała materiał na książkę i mamy o czym czytać.

Rozumiem mechanizm działania japońskiej duszy, wiem z czego się bierze takie a nie inne zachowanie, co skłania do pewnych posunięć, ale jednak nie chciałabym zamieszkać na stałe w Kraju Kwitnącej Wiśni mimo mojej wielkiej fascynacji i podziwu dla tego kraju.

Moja ocena: 4,5/6

27 kwi 2011

Marek Krajewski "Dżuma w Breslau"



Czytałam już dwie książki o Eberhardzie Mocku. Nie wiem, czemu mi się wtedy nie podobały i dlaczego wystawiłam niskie oceny w Biblionetce...
Chyba upłynęło trochę czasu i zdażyłam zapomnieć poprzednie utwory Krajewskiego, i tym razem wiedziałam czego się spodziewać (wydaje mi się, że właśnie udziwnione na siłę zbrodnie mnie zniechęciły wtedy, jakieś tajemne sekty, spiski, bractwa - to było dla mnie chyba za dużo, bo takie rzeczy mi się kojarzyły raczej z londyńskimi zaułkami, Kubami Rozpruwaczami itp. a międzywojenny Wrocław jakoś nie bardzo ...) i mnie nie zdziwił wątek kryminalny. Tym razem skupiłam się bardziej na Mocku, Smolorzu, pijackich wybrykach, szumowinach i innych osobliwościach Breslau.Czytałam dla rozrywki, nie zastanawiając się nad logiką i sensem.

Czytało się szybko i fajnie (pod warunkiem, że przymknie się oko na pradopodobieństwo takiej zbrodni, a może to ja się mylę i jednak przed stu laty w naszym kraju nie takie rzeczy się działy, strach było po ulicach chodzić, bo zza krzaka wyskakiwali seryjni mordercy?).

Krajewski ode mnie otrzymał takie oceny (przypuszczam, że gdybym czytała książki w innej kolejności rozkład ocen byłby inny, albo może tym razem byłam łaskawsza i czytałam w sprzyjających warunkach)
Dżuma w Breslau 5,0 
Widma w mieście Breslau 4,0 
Śmierć w Breslau 3,0

21 kwi 2011

Radosnego świętowania

Wszystkim odwiedzającym mojego bloga życzę radosnych Swiąt Wielkanocnych, rodzinnych spotkań oraz smacznego święconego jajka.

20 kwi 2011

Katarzyna Grochola "Trzepot skrzydeł"

Książki Grocholi (chociaż nie czytałam) kojarzą mi się z literaturą lekką i przyjemną, o miłości i innych sprawach, raczej czytadła dla kobiet, a Judyta to coś w stylu polskiej Bridget Jones (też nie przeczytałam). Spodziewałam się lektury, która mi umili czas i zapewni trochę rozrywki.

Książka zaczyna się jak bajka i jest o miłości. W życiu Hanki pojawia się książę, biorą ślub i chciałoby się rzec "i żyli długo i szczęśliwie". Maż Hanki jest przystojny, wykształcony, kulturalny, ma dobrą pracę i nieźle zarabia. Koleżanki zazdroszczą, że trafił się jej najlepszy małżonek pod słońcem: kupił nową kuchnię (innym mężom nie potrzeba mebli, wolą elektronikę), zauważa nową fryzurę i bluzkę (inni nie zauważyliby nawet, że żona pomalowała włosy na niebiesko), opiekuńczym gestem tuli żonę i przynosi szal (a te inne chłopy to nawet nie widzą, że kobieta trzęsie się z zimna, nie mówiąc już o przyniesieniu z drugiego pokoju czegokolwiek). Właściwie Hanka wygrała los na loterii, właściwie powinna się cieszyć, właściwie niczego jej w życiu nie brakuje ... A jednak uśmiech na jej twarzy(o ile się pojawia) jest sztuczny i udawany, tak samo nieprawdziwy jak to idealne życie w przytulnym domku.

Nie chcę pisać wprost: o czym jest ta książka i jakiego problemu dotyka. Właściwie jest o miłości - ale nie tej uskrzydlającej.
Autorka podjęła trudny i ważny temat. Książka bardzo mną wstrząsnęła, skłoniła do przemyśleń, przeczytałam całość bez chwili przerwy i dalej siedzi w głowie. Też znam takie Hanki, i pewnie też nie wiem o paru Hankach w moim otoczeniu, które tak dobrze maskują własne życie, że inni myślą: "ale z niej szczęściara".
Książka o tym, jak trudno jest wyzwolić się z zaklętego kręgu.

Polecam, warto przeczytać!! Zdecydowanie jednak nie jest to lektura na poprawę humoru, wręcz przeciwnie.

Moja ocena: 5/6

15 kwi 2011

Angelo Colagrossi "Herr Blunagalli hat kein Humor. Ein sprudelnder Italiener gefangen in Deutschland"


Angelo Colagrossi -włoski autor scenariuszy filmowych (mieszkający od  1989 roku w Niemczech) - jedzie pociągiem na spotkanie z ważnym przedstawicielem filmowego świata. Od przebiegu rozmowy zależy przyszłość Colagrossiego oraz jego filmów, scenarzysta ma nadzieję na zdobycie przychylności i pieniędzy. Książka to opis podróży do celu, przeplatana fragmentami scenariuszy, anegdotami z życia włoskiego imigranta w niemieckiej dżungli, obserwacjami kulturowymi (np. przemyślenia na temat śniegu w niemieckiej kulturze), scenami z przedziału (a w czasie podróży działo się naprawdę wiele). Książka w zamyśle miała być lekka - i jest, czyta sie fajnie i szybko. Ale poczucie humoru i opisywane sytuacje mające pokazać spięcia i śmieszne sytuacje na linii włosko-niemieckiej, wynikające z różnic kulturowych, do mnie nie trafiły. Przeczytać można, można też sobie darować lekturę.

Moja ocena: 3/6

PS. Książka o  podobnej tematyce (zderzenie włoskiej i niemieckiej kultury), którą mogłabym polecić to "Małżeństwo po włosku" Jana Weilera. Nie wiem tylko, jak ten specyficzny humor wyszedł w polskim tłumaczeniu - ja czytałam już jakiś czas temu po niemiecku)

13 kwi 2011

Antoni Libera "Madame"



Za pożyczenie książki bardzo dziękuję Pemberley.

Książka znana i nagradzana. Napisano i mówiono o niej wiele - cóż nowego mogłabym dorzucić? Nie będę dużo pisać, dołączę się do zachwytów. Bardzo mi się podobała, kilka razy się uśmiałam w trakcie lektury.Z prawdziwą przyjemnością zanurzyłam się we wspomnieniach ucznia pewnego warszawskiego liceum.

POLECAM!!!

Moja ocena 5,5/6

6 kwi 2011

Ruth Benedict "Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej"





Książka dotarła do mnie dzięki sympatycznej idei "uwalniania książek" (więcej o projekcie tutaj).  Jest to bookcrossingowy egzemplarz i być może... w innym miejscu, w innym czasie ... napotka Was na swej drodze. Książka jest właśnie w drodze i mam nadzieję, że spełni oczekiwania kolejnego czytelnika, a dokładniej czytelniczki.


Ruth Benedict w swojej pracy zawarła obraz japońskiego człowieka. Pisze o tym, co jest dla niego ważne, w jaki sposób myśli, jakie ograniczenia narzuca mu kultura, jak ważne są dla niego obowiązki, powinności, zobowiązania, spłata "długu" wobec życia, rodziców, mistrzów, społeczności (w książce bardzo dokładnie są opisane te kategorie, oraz stopień zabarwienia i ciężkości, autorka wyjaśnia, czym jest on, gimu, giri, pokazuje różne oblicza wstydu - który również jest pojęciem ważnym, jeśli chodzi o rozumienie kultury japońskiej).Chciała wyjaśnić, co sprawia, że Japończycy są tak bardzo skomplikowani i potrafią przejść niemal natychmiast w jednej skrajności z drugą? Dlaczego są jednocześnie konserwatywni i liberalni, wojowniczy i pokojowo nastawieni?

Nie jest to zbiór anegdotek, obserwacji, przeżyć osoby zafascynowanej Japonią, ale antropologiczna analiza japońskiej kultury i jej wpływu na zachowanie Japończyków. Kulisy powstania książki są również ciekawe. Praca powstała "na zamówienie" amerykańskiego rządu pod koniec drugiej wojny światowej, Amerykanie chcieli pojąć sposób myślenia przeciwników i obrać właściwą strategię w okresie powojennym, tak aby móc odbudować Japonię oraz zbliżyć oba narody. Profesor Benedict podjęła się zadania i stworzyła dogłębnę analizę ducha mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Zadanie karkołomne - czy to się może w ogóle udać, jeśli ze względu na działania wojenne nie można zebrać materiału do badań na miejsu i nie można porozmawiać z mieszkającymi tam ludźmi ... Autorka opierała się na tym, co było dostępne (literatura, opisy innych ludzi, rozmowy z imigrantami japońskimi w USA oraz jeńcami). Ruth Benedict nigdy nie odwiedziła Japonii (zmarła 3 lata po zakończeniu wojny) i nie miała okazji skonfrontowania tego, co napisała z tym co zaobserwowałaby na miejscu.

Książka powstała ponad 50 lat temu, w innych realich, ale nadal w dużym stopniu jest aktualna.Pomaga zrozumieć niuanse rządzące zachowaniem społeczeństwa, skomplikowany system hierarchii, powiązań. Na pewno po lekturze tekstu inaczej popatrzymy na motywacje i czyny bohaterów książek napisanych przez japońskich pisarzy (przynajmniej jeśli chodzi o literaturę sprzed 1950 roku).

Długo wahałam się, jaką ocenę wystawić. Mimo pewnych niedostatków oraz wyzierającej czasami z książki propagandy, przemilczenia zrzucenia bomby atomowej - wystawiłam 6.
Polecam, zwłaszcza miłośnikom Dalekiego Wschodu!!!

2 kwi 2011

Andrea Maria Schenkel "Dom na pustkowiu"

Debiutancka minipowieść kryminalna niemieckiej autorki - zdobyła pierwsze miejsce w konkursie na najlepszy kryminał (w 2007 roku).

Mieszkańcy małej wioski opowiadają (chyba autorce) o zbrodni, jaka wydarzyła się w gospodarstwie położonym na uboczu. Jest im "łatwiej" o tym opowiedzieć, bo osoba słuchająca swoistej spowiedzi mieszkańców przyjeżdżała tam dawniej na wakacje, jest kimś z zewnątrz i jednocześnie "swoją". Powieść jest tak skonstruowana, że kolejno wypowiadają się różne osoby, tak jakby autorka chodziła od domu do domu i wysłuchiwala relacji o popełnionym przestępstwie (wypowiedzi przeplatane są fragmentami litanii i opisem tego, co właśnie robi zabójca). Każdy z rozmówców mówi o tym, co się zdarzyło, w inny sposób, zwraca na co innego uwagę, mówi o swoich powiązaniach z rodziną Dannerów, wyraża swoje zdanie, albo jest powściągliwy w sądach. Poznajemy relacje i punkt widzenia  niemal całej wioskowej społeczności, o tym co się wydarzyło  mówią: sąsiedzi, ksiądz, wójt, listonosz, mechanik, starzy i młodzi, dzieci, osoby wykształcone i proste. Dodatkowo pojawiają się również migawki z przeszłości  (wojenne historie wplecione w wypowiedź pokazują stosunek różnych ludzi do niedawnej przeszłości, do partii, ideologii). Większość  osób nie dziwi się, że "diabli wzięli" starego gospodarza o wyjątkowo antypatycznym charakterze, nie spodziewali się jednak nigdy, że w taki okrutny sposób. Dużo rozmówców zwraca również uwagę na to, że zbrodnia została jakby "zapowiedziana", ale nie dało się już nic zrobić.  Wraz z kolejnymi wypowiedziami wypływają na wierzch sekrety i zapomniane historie, plotki, okazuje się że niemal cała wioska wie o tym co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, ale nikt nie ma odwagi zareagować i przerwać milczenie.

Okładka informuje, że czytelnik znajdzie w książce niesamowitą atmosferę. napięcie będzie wzrastać. Niestety ten kryminał mnie specjalnie nie zainteresował, grozy nie wyczułam. Dziwne jest dla mni to, że książka została kryminałem roku - może w 2007 nie napisano nic lepszego ... ?

Moja ocena: zaledwie 3.

26 mar 2011

Grete Weil "Spätfolgen"

Kilka historii, kilka portretów ludzi, którzy przeżyli zagładę. Historie dzieją się wiele lat po zakończeniu wojny. Motywem przewodnim tego zbioru są "spóźnione" reakcje na koszmar holocaustu.

Ludzie, którym dane było przeżyć, nie chcą pamiętać o tamtych dniach, o strachu, prześladowaniach. Wypierają ze swojej świadomości, pamięci, myśli wszelkie ślady wojennych przeżyć. Nie chcą o tym słyszeć, myśleć, rozmawiać. Nowa ojczyzna, nowy język pomagają wymazać dawne przeżycia. Nie chcą powracać do tego, co było kiedyś. Jest to zbyt bolesne, przywołuje okrutne czasy, obrazy, o których chce się zapomnieć. Zmusza do myślenia o tych, których już nie ma. Słowa takie jak Oświęcim są niewymawialne. Udaje się zapomnieć na kilkadziesiąt lat ... Chociaż i to zapomnienie nie jest całkowite - bo wojna zamieniła ich w emocjonalne kaleki. Syn z matką rozmawia wyłacznie po angielsku (nie po niemiecku), miłośnik sztuki nie potrafi już cieszyć się pracami artystów, dla niego sztuka skończyła się w 1933 roku. Starsze małżeństwo jest w pełni zamerykanizowane, przejęło zwyczaje i upodobania kulinarne - ale czasem zatęsknią za alpejskimi fiołkami i śniegiem, wzdychają do potraw jakie się gotowało w domu.

Ale nagle drobiazg, przyjazd rodziny, czy inne wydarzenie przywołuje przeszłość. Przeszłość, wydawałoby się już dawno zostawioną w tyle. Nazwisko zobaczone w reportażu telewizyjnym skłania dawną działaczkę ruchu oporu do obsesyjnego poszukiwania prawdy o tym, co przydarzyło się młodej żydowskiej dziewczynie. Badanie po  wypadku w niemieckim szpitalu zlewa się w umyśle wiekowej damy z koszmarem obozu koncentracyjnego, otoczona przez białe szpitalne ściany, personel medyczny i aparaturę powtarza cały czas don't touch me. Córka amerykańskiego obywatela nie może wybaczyć ojcu, że żyje, że nie był "tam", że całą wojnę spędził beztrosko w Ameryce.

Na samym końcu autorka wypowiada się w swoim imieniu. Czy samo życie w strachu, w niepewności (Grete Weil przeżyła wojnę w ukryciu), utrata najbliższych wystarczą, aby być głosem pokrzywdzonych i wypowiadać się w ich imieniu? Czy tylko ten, który przeżyl piekło obozów może być uprawnionym do tego, aby pisać o zbrodniach wojennych i przeżyciach ocalonych, dawać świadectwo?

Moja ocena: 4,5/6