22 mar 2012

Marcel Ayme "Przechodzimur"



Zbiorek opowiadań, wydanych ponad 60 lat temu. W większości z elementami fantastyki. Nie są to jednak utwory o lotach kosmicznych, robotach, czy świecie przyszłości. Autor przedstawia zwykłych mieszczan i to jak sobie radzą z kwestiami moralnymi, w wielu utworach pobrzmiewają echa wojny, niepewności.

Książka ciekawa dla miłośników fantastyki: można zapoznać się z tym, co napisano w czasach bez internetu, telefonów komórkowych i przed lotami kosmicznymi. Niektóre z pomysłów Marcela Ayme mogłyby być inspiracją dla współczesnych pisarzy. W opowiadaniach poznajemy między innymi niepozornego urzędnika, który posiada zdolność przechodzenia przez mury, kobietę potrafiącą się "podzielić" i wieść życie w kilkudziesięciu tysiącach wcieleń. Ayme pokazuje również kwestie związane z czasem - przekraczanie wymiarów, przyspieszanie czasu. Jest też opowiadanie o kwestii przydatności społecznej  (aby zaoszczędzić pieniądze na jedzeniu, artykułach przemysłowych czy zmniejszyć zużycie prądu i wody, rząd wpada na pomysł "wygaszania" na określoną ilość dni w miesiącu różnych grup ludzi, okazuje się np, że artyści są tak bardzo potrzebni i przysługuje im tylko kilkanaście dni życia w miesiącu).

Jeśli ktoś chce przeczytać jeszcze o poborcy żon, albo dowiedzieć się jak pewna pobożna niewiasta dostała się do nieba - może sięgnąć.

Moja ocena: 3,5/6

19 mar 2012

Katarzyna Michalak "Rok w Poziomce"

Książka o kobiecie na zakręcie, 30-letniej rozwódce, od lat beznadziejnie zakochanej w najlepszym przyjacielu (i od niedawna szefie). Lekarstwem na zło tego świata i życiowe porażki ma być wymarzony mały biały domek na skraju lasu. Ewa zaczyna pracę jako wydawca i szuka utalentowanej pisarki, która zapewni firmie sukces i pieniądze. Brzmi znajomo ...

I rzeczywiście, to już było. Nie tylko u innych autorek, ale i u samej Michalak. Po niedawnej lekturze Poczekajki znowu zobaczyłam podobne motywy i obrazy. Miałam wrażenie, że to już czytałam. Ewa i Patrycja kupują nowy dom i od tego czasu ich życie się zmienia, książę sam się znajduje, życiowe kwestie zostają cudownie rozwiązane, nierzadko przy pomocy magii (tam wiedźmi krąg, a teraz sama Katarzyna Michalak jako dobra wróżka wysyłająca sygnały w kluczowym momencie). Obie prowadzą zapiski i próbka ich pisaniny jest w książkach. A na końcu żyli długo i szczęśliwie (jednak nie do końca, bo znowu dałam się wpuścić w maliny, dopiero po lekturze zerknęłam do biblionetkowej bazy i odkryłam, że w drugiej części znów się wszytsko kiełbasi jak w Poczekajce).

Tym razem będzie o tym, co mi się nie podoba. Przeszkadzały mi wspomniane już powtórzenia pomysłów. Po drugie: nagromadzenie cudownych zdarzeń i zbiegów okoliczności (by nie zdradzać fabuły zmilczę). Doprawdy, ciężko czasem uwierzyć, aż w takie zrządzanie losu (można pobawić się i spróbować zgadnąć, kto uratuje śmiertelnie chorą osobę, albo kim okaże się pewien cudzoziemiec). W zasadzie nie lubię książek "z książką" w środku i takiego puszczania oka do czytelnika. A tu mamy do czynienia nawet z 2 książkami: jedną pisze Karolina (i to też się nie do końca zgadza, bo przecież Lato w Jagódce napisała Michalak a jak już i tak wystąpuje w książce, to czemu się rozdwaja?) i przynosi do wydawnictwa Ewy, druga to Poczekajka (wróżka Michalak daje ją Ewie, to książka nie do sprzedaży, ale pozwoliła przeczytać samotnej dziewczynie w ramach terapii i żeby się los uśmiechnął). Nie lubię również, jak pisarz "wchodzi" do książki. Zeby jeszcze było mało, to padły tam sformułowania  dotyczące krytyków literackich i blogerów, wypowiedzi na forum. Andrzej wyjaśnia łopatologicznie, jak funkcjonuje rynek książek i dlaczego krytycy jeżdżą po betsellerach, i czemu książki dla kucharek mają złe recenzje, a czytelniczki je uwielbiają. Nie wiem, czy to nie jest podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Wychodzi na to, że sama jestem niespełnioną pisarką i niewyżytą grafomanką i dlatego czepiam się świetnie sprzedającej książki i zazdroszczę tym, komu się udało wydać i dobrze sprzedać książkę ... Takie traktowanie czytelników jako bezmyślnych zazdrośników może się źle skończyć. Nie wszystkim się będzie utwór podobać, należy się z tym pogodzić, a nie przemycać w książkach jakieś aluzje i pisać " w obronie" własnego dorobku.

I to by było na tyle. Przeczytałam już Powrót do Poziomki (ale po łebkach, więc bez notki na blogu), bo byłam ciekawa jak się wszytsko potoczy, nie rozumiem, po co w ogóle był wątek indyjski (może zanosi się na trzecią część, hinduska wyprawa i jej "skutek" uratują kluczową postać w nastąpnej książce). W sumie zawiodłam się trochę. Ale dam jeszzce jedną szansę prozie pani Katarzyny (czeka pożyczony Sklepik z Niespodzianką). I mam nadzieję, że to będzie coś w innym stylu. 



Moja ocena: 4/6 (właściwie 4 na szynach)

9 mar 2012

Ally Condie "Dobrani"






Cassia niedawno skończyła 17 lat. Zyje w idealnym społeczeństwie, nie musi martwić się o pracę, zdrowie, naukę. System wie, co jest dla niej najlepsze, Cassia otrzymuje optymalne posiłki, jest skierowana do odpowiedniej dla jej zdolności pracy. Nie musi również przeżywać niepewności wyboru partnera i założenia rodziny. Na podstawie informacji zgromadzonych w komputerach, Społeczeństwo wyszukało jej idealnego narzeczonego. Cassia na balu w ratuszu poznaje twarz swojego wybranka i ma wielkie szczęście, ponieważ dobrze go zna, (Xander jest jej przyjacielem i sąsiadem, a prawie zawsze system dobiera w pary młodych z różnych prowincji, którzy nigdy wcześniej się nie widzieli). Tylko się cieszyć z takiego obrotu sprawy ... Byłoby idealnie, ale wkrótce okazuje się, że doszło do pewnej usterki, na mikrokarcie widać zdjęcia dwóch chlopców. Błąd systemu zostaje szybko naprawiony, ale Cassia zaczyna wątpić w słuszność doboru.

Książka bardzo mi się podobała. Wraz z lekturą opada początkowa fascynycja nowym, doskonale zorganizowanym światem (trudno się oprzeć wizji świata bez wojen, przemocy, chorób, tu Społeczeństwo zapewnia wszystko: jedzenie, opiekę, szkołę, pracę, przydziela niezbędne przedmioty). Wprawdzie nikt już nie umiera na raka i nie ma przestępczości, ale ludzie żyją według określonego schematu i wszystko jest do przewidzenia, nawet moment śmierci jest jasno określony. Nikt się nie buntuje (pozornie, bo z czasem okazuje się, że dużo tych idealnie żyjących ludzi ma swoje sekrety i robi zabronione rzeczy). System dokonuje wszystkich wyborów, cała przeszłość jest niepotrzebna, dorobek ludzkości sprzed nastania Społeczeństwa zostaje zredukowany do zbioru stu najlepszych wierszy, obrazów, piosenek, czy filmów.  Czy ludzie funkcjonujący na takich zasadach mogą być szczęśliwi? 

Ciekawa wizja świata w przyszłości.

Moja ocena 5/6. Polecam bardzo!

Jednak trzeba zwrócić uwagę na jedną rzecz. Gdybym wiedziała o tym wcześniej, być może nie zaczęłabym czytać.
Osobiście nie lubię czytać książek, jeśli są częścią jeszcze nie dokończonego cyklu. Pojawiła się niedawno druga część trylogii, a na ostatnią trzeba będzie poczekać.
Nie lubię czekać. Zawsze mam też podejrzenia, że autor w trakcie pisania porzuca wcześniejsze wizje i pomysły i być może sugeruje się opiniami czytelników. Obawiam się, że to co dostaję na końcu, nie miało tak wyglądać i nigdy nie dowiem się, czy ostateczna wersja miała od początku taki kształt.

6 mar 2012

Sławomir Łubiński "Ballada o Januszku"


Kiedyś, dawno temu, oglądałam serial telewizyjny. Widząc znajomą książkę, skusiłam się na przeczytanie (raczej nie czytam książek, które zdarzyło mi się już "obejrzeć"), porównanie wersji filmowej i telewizyjnej.
Niestety wyszło na niekorzyść książki. Sama historia opowiedziana przez Smoliwąsową to świetny materiał na film, jednak zmęczyła mnie trochę lektura książki. Autor opowiada losy rodziny ustami Gieni Smoliwąsowej, i ten jej sposób mówienia, dygresje, spostrzeżenia i wnioski niezbyt mi się podobały. Udało mu się wprawdzie wejść w skórę niewykształconej, ciężko pracującej wdowy, zaślepionej miłością do syna, ale na dłuższą metę takie widzenie świata i styl narracji zaczynały przeszkadzać.

Zamiast książki polecam gorąco miniserial telewizyjny (1987 r.) o Januszku i jego matce. Serial bardzo wiernie oddaje książkę, różnice są nieznaczne.

Moja ocena 3/6

5 mar 2012

Yuri Herrera "Abgesang des Königs"






Książka meksykańskiego autora, laureata amerykańsko-meksykańskiej nagrody "Border of Words" (2003). Herrera stworzył opowieść o współczesnym Meksyku czerpiąc jednak trochę z tradycji. Jego historia przypomina legendy albo ballady opowiadane przed wiekami przez wędrownych artystów (przynajmniej ja miałam takie skojarzenie)
Lobo - uliczny artysta, muzykant, poznaje w barze człowieka, który ma we władaniu całą okolicę, jest panem życia i śmierci. Szef mafii, zafascynowany jego pieśniami, zaprasza go do swojego domu, obdarza względami i zapewnia wygodną egzystencję. Dom bossa przypomina nieco dwór feudalnych władców. Każdy ma przypisane miejsce w orszaku, dba o interesy pana, stara się przypodobać, aby nie stracić swojej pozycji. Szef otacza się swoją świtą, ma do dyspozycji własnych ochroniarzy, nadwornego lekarza, księdza i dziennikarza, wydaje przyjęcia, troszczy się o miejscową biedotę (audiencja u władcy przypomina scenę z Ojca chrzestnego). Jednak życie pałacowe pełne jest intryg, król ciągle musi dbać o utrzymanie swojej pozycji. Sytuację Lobo komplikuje uczucie do kobiety, która przeznaczona jest szefowi. W interesach też nie dzieje się zbyt dobrze, ktoś próbuje wywołać wojnę między gangami i zachwiać mafijną równowagę. A i sam nadworny poeta i pieśniarz z powodu swojej twórczości popada w niełaskę, odkrywa, że wcale nie jest niezależny i wolny, zaś jego talent nie miał cieszyć ucha, ale służyć interesom króla.

Książka przesiąknięta poezją i magią słowa. Mnie jednak nie zdołała zaczarować.
Czytelnicy zainteresowani współczesną literaturą meksykańską powinni po nią sięgnąć (polskiego wydania chyba nie ma, można przeczytać po hiszpańsku, niemiecku i pewnie po angielsku).

Moja ocena: 3,5/6