13 wrz 2011

Małgorzata Gutowska - Adamczyk "Mariola, moje krople..."

Po entuzjastycznych recenzjach bardzo napaliłam się na książkę, zakupiłam nawet własny egzemplarz. Niestety rozczarowałam się trochę.

Czytało się dobrze, ale spodziewałam się i czegoś więcej i czegoś innego.

Akcja rozgrywa się w teatrze, gdzieś na prowincji. Kieruje nim dyrektor Zbytek wraz z aktualną żoną Pauliną, w tle przemykają się dwie exżony oraz aktualna kochanka marząca o wygryzieniu legalnej połowicy. Teatr jest miejscem spotkań miejscowych ważnych osobistości, wpadają do bufetu, aby coś przekąsić (bufetowa zawsze umie coś skombinować, załatwić koniaczek, a na zapleczu nawet pędzi się bimber). Taki mały mikrokosmos: wpadają partyjni ważniacy i działacze opozycji, studenci, kolportuje się ulotki, ksiądz ma nadzieję, że w końcu odegrają jego sztukę. Na dodatek niedługo ma przyjechać delegacja rosyjskich wojskowych i premiera sztuki ma uświetnić pobyt gości. Nic dziwnego, że dyrektor coraz częściej sięga po krople i w młodym warszawskim reżyserze widzi iskierkę nadziei. Zachować spokój nie jest łatwo, bo dochodzi niespodziewana kontrola z góry, pracownicy na tyłach hodują maciorę, aktorzy przed premierą lądują w szpitalu, a w czeluściach teatru schowano powielacze.

Jest smak dawnych czasów (np. w postaci baby z cielęciną), aktorki zamiast na próbach spędzają czas w kolejkach. Jednak to co z początku mnie śmieszyło zaczęło w końcu trochę denerwować. Za dużo tych zbiegów okoliczności, powiązań, z komedii zrobiła się farsa.

Moja ocena: 4/6

2 komentarze:

  1. Nie czytałam jeszcze tej książki, ale widzę, że na tobie nie wywarła ona wielkiego wrażenia, więc chyba nie mam czego żałować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zła nie była, czytało się dobrze. Można wypożyczyć z biblioteki, kupować nie trzeba ...

    OdpowiedzUsuń