13 kwi 2012

Hans Fallada "Każdy umiera w samotności"




Otto i Anna Quangel mieszkają w Berlinie, Europa pogrążona jest w wojnie, oni jednak żyją tak jak zawsze w swoim własnym małym świecie. To monotonne życie jednak zmienia się, gdy jedyny syn ginie na froncie. W obliczu osobistej tragedii zaczynają stawiać pytania i wątpić w działania rządzącej partii. Chcą zrobić coś, co będzie aktem sprzeciwu i odwagi. Ale czy mucha jest w stanie pokonać słonia? ...
Małżeństwo postanawia pisać karty i listy wzywające do oporu, teksty na pocztówkach mówią o bezsensie wojny, obnażają nieudolność, błędy i kłamstwa nazistowskiej władzy. Każdej niedzieli wędrują ulicami Berlina i podrzucają własnoręcznie napisane karty na klatkach schodowych, parapetach. Mają nadzieję, że karty wywołają jakiś skutek, może inni pójdą w ich ślady i wkrótce w całym mieście ludzie będą stawiali bierny opór. Niestety ich nadzieje są złudne. Kilkaset pracowicie wypisanych ulotek znalazcy od razu odnoszą na policję. Nikt nie chce ryzykować, nawet przeczytać do końca, strach jest większy.
Quangelowie nie odnoszą zwycięstwa, nie zmieniają świata, ale ich działania są bardzo uciążliwe dla partii, to że ktoś myśli inaczej i ośmiela się o tym pisać jest dowodem na to, że nie wszyscy są posłuszni i nie wszyscy dali się uwieść ideologii.

Książka dość gruba, ale przeczytać warto. Historia małżeństwa z ulicy Jablonskiego splata się z losami innych mieszkańców tego samego domu, oraz narzeczonej poległego syna i komisarzem prowadzącym sprawę roznosiciela kart. Każdy z nich ma swoje miejsce w opowieści, mieszkańcy tej kamienicy w jakiś sposób naznaczeni są nieszczęściem i los obchodzi się z nimi okrutnie. Bardzo ważnym bohaterem tej opowieści jest też Berlin, książka jest panoramą miasta i można odczuć trochę klimatu stolicy (pewnie mieszkańcy Berlina bardziej docenią koloryt miejski).

Książka bardzo mnie zachwyciła. Czytałam głównie przez pryzmat straconych nadziei, rozbitych marzeń, klęski i tragizmu jednostki oraz możliwości wyboru. Bo przed różnymi wyborami stoją postacie z książki Fallady - nie ma jednej ciemnej drogi, zawsze jest światełko w tunelu i w tych nieludzkich czasach nieliczni zdobywali się na małe gesty będące aktem odwagi, człowieczeństwa, sprzeciwu.
Jestem pewna, że każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie, odkryje wiele rzeczy, książkę można czytać na wielu płaszczyznach.

Dałabym szóstkę, ale jak dla mnie, mogłoby się skończyć na przedostatnim rozdziale.

Historia opowiedziana przez Falladę bazuje na autentycznych wydarzeniach, więc tym bardziej interesująca.
Czytałam ostatnie niemieckie wydanie - wcześniejsze były skrócone, ocenzurowane, dopiero w 2011 roku książka ukazała sie w wersji orginalnej.

Moja ocena: 5,5/6