29 kwi 2011

Amelie Nothomb "Z pokorą i uniżeniem"

Uważaj, bo twoje marzenie może się spełnić ...





Amelie marzy o pracy w japońskiej firmie, kraj ten jawi się jej jako utracona ojczyzna, jedyne miejsce na świecie, które może nazywać domem. Spędziła tu szczęśliwie dzieciństwo. Udaje się jej znaleźć i uzyskać pracę tłumaczki w dużej firmie z tradycjami, operującej na światowych rynkach. Amelie pragnie pokazać swoja wartość, zrobić karierę, wykorzystać swoje umiejętności. Podziwia swoją bezpośrednią przełożoną, jest nią oczarowana, wielbi niemalże. Gdy pracownik innego działu mówi o swoim problemie, o projekcie i konieczności tłumaczenia skomplikowanych tekstów, Amelie widzi w tym swoją życiową szansę. Z zapałem i oddaniem tłumaczy potrzebne dokumenty, prowadzi rozmowy. To co miało być trampoliną do sukcesu i przełomem w karierze okazuje się drogą w dół. Co z tego, że firma ma powiązania z rynkami europejskimi, współpracuje z zagranicznymi kontrahentami. Amelie na własnej skórze przekonuje się, że w japońskiej firmie rządzi skomplikowany układ zależności, hierarchia, każdy ma przypisane zadanie, wyjście poza swoje ramy to poważne wykroczenie. Tak samo jak nieposłuszeństwo wobec szefa i samowola w podejmowaniu decyzji (wg standardów europejskich byłaby to kreatywność i działanie na rzecz firmy). Nie można tak po prostu zabierać komuś innemu pracy, bo to ciężkie wykroczenie, a nie chęć pomocy, nie można awansować szybciej niż przełożony, nie można rozwinąć skrzydeł. Młoda kobieta zostaje odsunięta od poważnych zadań, zabrania się jej przyznawać do tego, że zna japoński, zabrania podejmować jakiekolwiek działania. Wszystko co zrobi mogłoby zostać odczytane jako sabotaż. To co miało być życiową przygodą i spełnieniem marzeń staje się bolesną lekcją życia w innej kulturze.

Z pewnością Nothomb zdawała sobie sprawę z tego, co może ją czekać, znała prawa rządzące japońskim społeczeństwem, ale chyba nie myślała, że będzie aż tak źle i że sam entuzjazm, zapał i respektowanie kultury chlebodawców nie wystarczy. No ale zebrała materiał na książkę i mamy o czym czytać.

Rozumiem mechanizm działania japońskiej duszy, wiem z czego się bierze takie a nie inne zachowanie, co skłania do pewnych posunięć, ale jednak nie chciałabym zamieszkać na stałe w Kraju Kwitnącej Wiśni mimo mojej wielkiej fascynacji i podziwu dla tego kraju.

Moja ocena: 4,5/6

27 kwi 2011

Marek Krajewski "Dżuma w Breslau"



Czytałam już dwie książki o Eberhardzie Mocku. Nie wiem, czemu mi się wtedy nie podobały i dlaczego wystawiłam niskie oceny w Biblionetce...
Chyba upłynęło trochę czasu i zdażyłam zapomnieć poprzednie utwory Krajewskiego, i tym razem wiedziałam czego się spodziewać (wydaje mi się, że właśnie udziwnione na siłę zbrodnie mnie zniechęciły wtedy, jakieś tajemne sekty, spiski, bractwa - to było dla mnie chyba za dużo, bo takie rzeczy mi się kojarzyły raczej z londyńskimi zaułkami, Kubami Rozpruwaczami itp. a międzywojenny Wrocław jakoś nie bardzo ...) i mnie nie zdziwił wątek kryminalny. Tym razem skupiłam się bardziej na Mocku, Smolorzu, pijackich wybrykach, szumowinach i innych osobliwościach Breslau.Czytałam dla rozrywki, nie zastanawiając się nad logiką i sensem.

Czytało się szybko i fajnie (pod warunkiem, że przymknie się oko na pradopodobieństwo takiej zbrodni, a może to ja się mylę i jednak przed stu laty w naszym kraju nie takie rzeczy się działy, strach było po ulicach chodzić, bo zza krzaka wyskakiwali seryjni mordercy?).

Krajewski ode mnie otrzymał takie oceny (przypuszczam, że gdybym czytała książki w innej kolejności rozkład ocen byłby inny, albo może tym razem byłam łaskawsza i czytałam w sprzyjających warunkach)
Dżuma w Breslau 5,0 
Widma w mieście Breslau 4,0 
Śmierć w Breslau 3,0

21 kwi 2011

Radosnego świętowania

Wszystkim odwiedzającym mojego bloga życzę radosnych Swiąt Wielkanocnych, rodzinnych spotkań oraz smacznego święconego jajka.

20 kwi 2011

Katarzyna Grochola "Trzepot skrzydeł"

Książki Grocholi (chociaż nie czytałam) kojarzą mi się z literaturą lekką i przyjemną, o miłości i innych sprawach, raczej czytadła dla kobiet, a Judyta to coś w stylu polskiej Bridget Jones (też nie przeczytałam). Spodziewałam się lektury, która mi umili czas i zapewni trochę rozrywki.

Książka zaczyna się jak bajka i jest o miłości. W życiu Hanki pojawia się książę, biorą ślub i chciałoby się rzec "i żyli długo i szczęśliwie". Maż Hanki jest przystojny, wykształcony, kulturalny, ma dobrą pracę i nieźle zarabia. Koleżanki zazdroszczą, że trafił się jej najlepszy małżonek pod słońcem: kupił nową kuchnię (innym mężom nie potrzeba mebli, wolą elektronikę), zauważa nową fryzurę i bluzkę (inni nie zauważyliby nawet, że żona pomalowała włosy na niebiesko), opiekuńczym gestem tuli żonę i przynosi szal (a te inne chłopy to nawet nie widzą, że kobieta trzęsie się z zimna, nie mówiąc już o przyniesieniu z drugiego pokoju czegokolwiek). Właściwie Hanka wygrała los na loterii, właściwie powinna się cieszyć, właściwie niczego jej w życiu nie brakuje ... A jednak uśmiech na jej twarzy(o ile się pojawia) jest sztuczny i udawany, tak samo nieprawdziwy jak to idealne życie w przytulnym domku.

Nie chcę pisać wprost: o czym jest ta książka i jakiego problemu dotyka. Właściwie jest o miłości - ale nie tej uskrzydlającej.
Autorka podjęła trudny i ważny temat. Książka bardzo mną wstrząsnęła, skłoniła do przemyśleń, przeczytałam całość bez chwili przerwy i dalej siedzi w głowie. Też znam takie Hanki, i pewnie też nie wiem o paru Hankach w moim otoczeniu, które tak dobrze maskują własne życie, że inni myślą: "ale z niej szczęściara".
Książka o tym, jak trudno jest wyzwolić się z zaklętego kręgu.

Polecam, warto przeczytać!! Zdecydowanie jednak nie jest to lektura na poprawę humoru, wręcz przeciwnie.

Moja ocena: 5/6

15 kwi 2011

Angelo Colagrossi "Herr Blunagalli hat kein Humor. Ein sprudelnder Italiener gefangen in Deutschland"


Angelo Colagrossi -włoski autor scenariuszy filmowych (mieszkający od  1989 roku w Niemczech) - jedzie pociągiem na spotkanie z ważnym przedstawicielem filmowego świata. Od przebiegu rozmowy zależy przyszłość Colagrossiego oraz jego filmów, scenarzysta ma nadzieję na zdobycie przychylności i pieniędzy. Książka to opis podróży do celu, przeplatana fragmentami scenariuszy, anegdotami z życia włoskiego imigranta w niemieckiej dżungli, obserwacjami kulturowymi (np. przemyślenia na temat śniegu w niemieckiej kulturze), scenami z przedziału (a w czasie podróży działo się naprawdę wiele). Książka w zamyśle miała być lekka - i jest, czyta sie fajnie i szybko. Ale poczucie humoru i opisywane sytuacje mające pokazać spięcia i śmieszne sytuacje na linii włosko-niemieckiej, wynikające z różnic kulturowych, do mnie nie trafiły. Przeczytać można, można też sobie darować lekturę.

Moja ocena: 3/6

PS. Książka o  podobnej tematyce (zderzenie włoskiej i niemieckiej kultury), którą mogłabym polecić to "Małżeństwo po włosku" Jana Weilera. Nie wiem tylko, jak ten specyficzny humor wyszedł w polskim tłumaczeniu - ja czytałam już jakiś czas temu po niemiecku)

13 kwi 2011

Antoni Libera "Madame"



Za pożyczenie książki bardzo dziękuję Pemberley.

Książka znana i nagradzana. Napisano i mówiono o niej wiele - cóż nowego mogłabym dorzucić? Nie będę dużo pisać, dołączę się do zachwytów. Bardzo mi się podobała, kilka razy się uśmiałam w trakcie lektury.Z prawdziwą przyjemnością zanurzyłam się we wspomnieniach ucznia pewnego warszawskiego liceum.

POLECAM!!!

Moja ocena 5,5/6

6 kwi 2011

Ruth Benedict "Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej"





Książka dotarła do mnie dzięki sympatycznej idei "uwalniania książek" (więcej o projekcie tutaj).  Jest to bookcrossingowy egzemplarz i być może... w innym miejscu, w innym czasie ... napotka Was na swej drodze. Książka jest właśnie w drodze i mam nadzieję, że spełni oczekiwania kolejnego czytelnika, a dokładniej czytelniczki.


Ruth Benedict w swojej pracy zawarła obraz japońskiego człowieka. Pisze o tym, co jest dla niego ważne, w jaki sposób myśli, jakie ograniczenia narzuca mu kultura, jak ważne są dla niego obowiązki, powinności, zobowiązania, spłata "długu" wobec życia, rodziców, mistrzów, społeczności (w książce bardzo dokładnie są opisane te kategorie, oraz stopień zabarwienia i ciężkości, autorka wyjaśnia, czym jest on, gimu, giri, pokazuje różne oblicza wstydu - który również jest pojęciem ważnym, jeśli chodzi o rozumienie kultury japońskiej).Chciała wyjaśnić, co sprawia, że Japończycy są tak bardzo skomplikowani i potrafią przejść niemal natychmiast w jednej skrajności z drugą? Dlaczego są jednocześnie konserwatywni i liberalni, wojowniczy i pokojowo nastawieni?

Nie jest to zbiór anegdotek, obserwacji, przeżyć osoby zafascynowanej Japonią, ale antropologiczna analiza japońskiej kultury i jej wpływu na zachowanie Japończyków. Kulisy powstania książki są również ciekawe. Praca powstała "na zamówienie" amerykańskiego rządu pod koniec drugiej wojny światowej, Amerykanie chcieli pojąć sposób myślenia przeciwników i obrać właściwą strategię w okresie powojennym, tak aby móc odbudować Japonię oraz zbliżyć oba narody. Profesor Benedict podjęła się zadania i stworzyła dogłębnę analizę ducha mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Zadanie karkołomne - czy to się może w ogóle udać, jeśli ze względu na działania wojenne nie można zebrać materiału do badań na miejsu i nie można porozmawiać z mieszkającymi tam ludźmi ... Autorka opierała się na tym, co było dostępne (literatura, opisy innych ludzi, rozmowy z imigrantami japońskimi w USA oraz jeńcami). Ruth Benedict nigdy nie odwiedziła Japonii (zmarła 3 lata po zakończeniu wojny) i nie miała okazji skonfrontowania tego, co napisała z tym co zaobserwowałaby na miejscu.

Książka powstała ponad 50 lat temu, w innych realich, ale nadal w dużym stopniu jest aktualna.Pomaga zrozumieć niuanse rządzące zachowaniem społeczeństwa, skomplikowany system hierarchii, powiązań. Na pewno po lekturze tekstu inaczej popatrzymy na motywacje i czyny bohaterów książek napisanych przez japońskich pisarzy (przynajmniej jeśli chodzi o literaturę sprzed 1950 roku).

Długo wahałam się, jaką ocenę wystawić. Mimo pewnych niedostatków oraz wyzierającej czasami z książki propagandy, przemilczenia zrzucenia bomby atomowej - wystawiłam 6.
Polecam, zwłaszcza miłośnikom Dalekiego Wschodu!!!

2 kwi 2011

Andrea Maria Schenkel "Dom na pustkowiu"

Debiutancka minipowieść kryminalna niemieckiej autorki - zdobyła pierwsze miejsce w konkursie na najlepszy kryminał (w 2007 roku).

Mieszkańcy małej wioski opowiadają (chyba autorce) o zbrodni, jaka wydarzyła się w gospodarstwie położonym na uboczu. Jest im "łatwiej" o tym opowiedzieć, bo osoba słuchająca swoistej spowiedzi mieszkańców przyjeżdżała tam dawniej na wakacje, jest kimś z zewnątrz i jednocześnie "swoją". Powieść jest tak skonstruowana, że kolejno wypowiadają się różne osoby, tak jakby autorka chodziła od domu do domu i wysłuchiwala relacji o popełnionym przestępstwie (wypowiedzi przeplatane są fragmentami litanii i opisem tego, co właśnie robi zabójca). Każdy z rozmówców mówi o tym, co się zdarzyło, w inny sposób, zwraca na co innego uwagę, mówi o swoich powiązaniach z rodziną Dannerów, wyraża swoje zdanie, albo jest powściągliwy w sądach. Poznajemy relacje i punkt widzenia  niemal całej wioskowej społeczności, o tym co się wydarzyło  mówią: sąsiedzi, ksiądz, wójt, listonosz, mechanik, starzy i młodzi, dzieci, osoby wykształcone i proste. Dodatkowo pojawiają się również migawki z przeszłości  (wojenne historie wplecione w wypowiedź pokazują stosunek różnych ludzi do niedawnej przeszłości, do partii, ideologii). Większość  osób nie dziwi się, że "diabli wzięli" starego gospodarza o wyjątkowo antypatycznym charakterze, nie spodziewali się jednak nigdy, że w taki okrutny sposób. Dużo rozmówców zwraca również uwagę na to, że zbrodnia została jakby "zapowiedziana", ale nie dało się już nic zrobić.  Wraz z kolejnymi wypowiedziami wypływają na wierzch sekrety i zapomniane historie, plotki, okazuje się że niemal cała wioska wie o tym co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, ale nikt nie ma odwagi zareagować i przerwać milczenie.

Okładka informuje, że czytelnik znajdzie w książce niesamowitą atmosferę. napięcie będzie wzrastać. Niestety ten kryminał mnie specjalnie nie zainteresował, grozy nie wyczułam. Dziwne jest dla mni to, że książka została kryminałem roku - może w 2007 nie napisano nic lepszego ... ?

Moja ocena: zaledwie 3.