21 sie 2013

Robert E. Howard - "Conan z Cimmerii"



Postać znana prawie wszystkim miłośnikom fantasy, kultowa, dla mnie zawsze będzie mieć twarz Arnolda Schwarzeneggera.

Przeczytałam zbiór opowiadań. Podobno jedne z lepszych, miały przybliżyć wojowniczego barbarzyńcę polskim czytelnikom. Podobało mi się tylko jedno opowiadanie, jeszcze inne było ciekawe. Reszta - taka sobie. Wiadomo z góry, jak wszystko się skończy - Conan wykosi przeciwników, albo za pomocą miecza, albo nawet gołymi rękami, śmiertelne rany i krwiożercze bestie Conanowi niegroźne. W międzyczasie będzie jeść, tęgo pić i zażywać niewieścich wdzięków.  Parę razy ucieknie z niewoli, zetrze w proch armie wroga, zasili szeregi piratów bądź królewskiej armii.
Ciekawe (zwłaszcza dla fanów gatunku) może być przybliżenie ludów ery hyboryjskiej, ich pochodzenie, rozkwit cywilizacji i upadek, cechy fizyczne pozwalające rozróżnić poszczególne plemiona. Jednak akurat ta część mocno mnie znudziła.
Conan w wersji filmowej jest znacznie ciekawszy niż ten z kart książki.

PS. Czas na reaktywację bloga. Przepraszam za długi przestój (powody osobiste, zmęczenie materiału, mniej czasu na lekturę) i obiecuję się poprawić.
Winter is coming ;)
Będzie więcej czasu na czytanie :D

5 kwi 2013

Zapas lektury :D






Mam i ja stosik.
Książki pochodzą z różnych źródeł: wymiana, prezenty, Biblionetkołaj, antykwariat.

Już się cieszę na czytanie tych pyszności ;)

17 mar 2013

Edgar Wallace "Zagadkowa hrabina" (Hrabina Moron)



Do tej pory nie spotkałam się z twórczością tego pisarza. A napisał sporo.

Przeczytałam w wersji elektronicznej, bo czymś się trzeba było zająć czekając w kolejkach do lekarzy.

Lois Reddle wraz z przyjaciółką pracuje jako sekretarka w kancelarii prawniczej. Zajęcie raczej monotonne, ale pozwala utrzymać się w mieście. Nieoczekiwanie dziewczyna zostaje zaangażowana jako osobista sekretarka przez lady Moron. Dla prostej dziewczyny jest to wyjątkowa okazja, nie tylko pod względem finansowym. Panna Reddle przenosi się do pięknej rezydencji, może z bliska obserwować życie hrabiny. Niestety biedną dziewczynę prześladuje pech, kilka razy ociera się o śmierć. W końcu zdaje sobie sprawę, że to nie są wypadki, ale ktoś chce pozbawić ją życia. w dodatku na każdym kroku napotyka prywatnego detektywa. Lois musi również odkryć tajemnice z przeszłości swoich rodziców.

Jak na kryminał - całkiem przeciętny. Akcja rozwija się w jednym kierunku, z góry można przewidzieć, kto stoi za tym wszystkim. Zagadka z przeszłości też nie sprawia problemów. Wątek romansowy (a nawet dwa) jest dołożony chyba na siłę, ani nie przekonuje, ani nie intryguje.

W sumie można sobie darować lekturę.
Być może w jednym celu byłaby dobra - czytając po angielsku można podszlifować język. Czytało się szybko, zdania proste i nieskomplikowane.

Moja ocena: 3/6

20 lut 2013

Katarzyna Michalak "Lato w Jagódce"

Kolejna książka Katarzyny Michalak przeczytana i znowu mieszane uczucia. Niby na początku fajnie się zapowiada, dobrze czyta. Ale za dużo tej słodyczy, szczęścia i cudownych przypadków. To tak jakby zabierać się za przepyszny tort - jeden kawałek starczy, całego zjeść nie jestem w stanie ... Rezygnacja z paru wątków, trochę mniej uśmiechów losu - i byłaby całkiem dobra książka.

Gabrysia Szczęśliwa została zaraz po urodzeniu podrzucona pod drzwi pani Stefanii. Ta niezwykła, dobra kobieta wychowuje dziecko jak własne, otacza opieką i miłością. Gabrysia cierpi na niedostatki urody, jest niepełnosprawna, ma słaby wzrok - ale nie przejmuje się tym i spełnia powoli swoje marzenia. Kocha pracę ze zwierzętami i właśnie zaczyna pracę jako zaklinaczka koni. Poznaje tajemniczego Pawła, który milczy od kilkunastu lat i wszędzie towarzyszy mu matka. Dziewczyna za radą wróżki jedzie do Radomia i ... rusza lawina. Przychodzi uroda, sława, miłość i pieniądze, książęta na białych koniach się znajdują i o rękę pretendują ...

Gdybym chciała napisać, co mi się nie podobało - byłoby za dużo spojlerów. Kto czytał już książki pani Michalak ten nie powinien dać się zaskoczyć. Jest żelazny zestaw - porzucone sieroty, cudowne odnalezienia, książęta (jeden nawet importowany), wszystkie problemy się cudownie rozwiązują, ludzkie dusze naprawiają (i nawet nie mają grama żalu za zmarnowaną młodość). Najlepszym lekarstwem jest jak zwykle kupno, renowacja  i zamieszkanie w starym pięknym domu w pięknych okolicznościach przyrody. No i koniecznie trzeba odwiedzić wróżkę - bez tego ani rusz. Wróżka prawdę powie i wskaże, gdzie szukać szczęścia. Cały wątek z Piękną i Bestią oraz scena z księciem, świtą, sokołem (albo jastrzębiem, nie pamiętam) i panią doktor - za bardzo przerysowane to wszystko, w pewnym momencie przestało być śmieszne.
I jeszcze trochę przeszkadzało mi, że z kart książki wyziera wielka historia. Jakby nie dość tej słodyczy, to jeszcze i nuta patriotyczna na dodatek ... 

Wielbicielki autorki pewnie będą zachwycone. Jeśli ktoś jeszcze nie zna książek pani Michalak, lepiej sięgnąć na początek po inny tytuł.

Moja ocena: 3/6


5 lut 2013

Karen Chance "Dotyk ciemności"


Z urban fantasy nie miałam jeszcze do czynienia, nawet nie wiedziałam, że istnieje taki podgatunek - a przecież fantastyka nie jest mi obca, przeczytałam już sporo. Wampirofilem też nie jestem. Dawno temu przeczytałam Drakulę Stokera i to by było na tyle, jeśli chodzi o wąpierze w literackim wydaniu. Wampiry znam raczej z filmowych produkcji, takich jak: Wywiad z wampirem, Blade, Nieustraszeni pogromcy wampirów, Van Helsing, Dracula. czy Buffy. Mimo wielkiej popularności, saga Zmierzch jest mi kompletnie nieznana.

Z tego powodu nie wiem, jak "ugryźć" książkę Karen Chance ... Nie mam punktu odniesienia. Trudno ocenić mi jak wygląda jej wizja wampirzego świata na tle innych autorów.

Dotyk ciemności to pierwszy tom mrożących krew w żyłach przygód Cassie (właściwie Cassandry) Palmer. Ta młoda jasnowidzka znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Właśnie przeczytała swój nekrolog i wie już, że dawny prześladowca jest na jej tropie. Jeśli szybko nie zniknie, dopadnie ją banda krwiożerczych bezwzględnych wampirów, sług wampira-mafiosa Tony ego. Nieoczekiwanymi sprzymierzeńcami Cassie staną się dwaj zabójczo seksowni mistrzowie, wampiry stojące najwyżej w hierarchii. Cassandra musi chronić nie tylko swoją skórę, ale i drżeć o swój wianek. Tomas i Mircea będą się bardzo starać, by panna Palmer zaznała cielesnej rozkoszy. Oczywiście nic za darmo - opieka Senatu i ochrona przed zakusami ciemnych mocy kosztuje - okazuje się, że nadprzyrodzony świat stoi na skraju wojny, dziewczyna zaś może się okazać potężnym sojusznikiem, zaprzyjaźnione wampiry liczą na to, że przeciągną ją na swoją stronę (i zdobędą wianek). Sytuację komplikują również niesamowite wizje wieszczki w środku bitwy, w dodatku posiada moc przenoszenia się w czasie.

W książce od pierwszych stron dzieje się bardzo, bardzo dużo. Czasem nie bardzo można się połapać, o co w tym wszystkim chodzi. Cała polityka Senatów, Kręgów, zakulisowe zmagania mistrzów, walka o wpływy - jakoś to się wg mnie nie bardzo kleiło. Trudno mi było czasem nadążyć w scenach walk - kto z kim walczy, kto przegrywa, wygrywa. Cały zaś wątek o (nie)straceniu cnoty z wampirem to chyba najsłabsza część książki, choć w kolejnych częściach może to pójść w niezłym kierunku, tym razem nadludzkoprzystojny wampir dybał na dziewictwo Cassie z powodów "technicznych", w kolejnych być może będzie mezalians wampir-jasnowidzka i drżenia serca zakochanego  (tak tak, wiem, wampir w zasadzie jest z lekka nieżywy i serce mu nie bije, no chyba, że się postara i będzie kontrolował ludzkie odruchy w celu zmyłki).

Spojlery:
Zupełnie nie podobało mi się, że po kartach książki przechadza się aż tylu wampirzych vipów znanych z pdręczników historii /no ale wybaczam, autorka zawodowo zajmowała się historią/. Upiorem jest Rasputin, dwóch braci Draculi (w sumie nie powinno dziwić, ale mogli już od razu we trzech się pojawić), Rafael a nawet człowiek w żelaznej masce. Do tego wszytskiego jeszcze dochodzi nieco skomplikowana kwestia pytii.

Podobało mi się, że autorka swoich postaci nie traktuje śmiertelnie poważnie, jasnowidząca nie do końca umie zapanować nad swoimi mocami, ciągle się jej coś przytrafia, nie potrafi nawet przewidzieć, że za kilka godzin ją zaatakują, trzeba będzie uciekać i wypadałoby założyć coś bardziej wygodnego, niż buty na bardzo wysokich obcasach. Czasem nie myśli logicznie i pakuje się prosto w tarapaty, na dodatek ma na usługach ducha - szulera i pijaka, w dodatku podglądacza. Dla innych czytelników może to być jednak wada i dowód na nieprzemyślenie charakteru postaci.  

Mimo wszystkich niedociągnięć i braków, irytacji - coś w tej książce jednak jest i mam chęć na ponowne zanurzenie się w mrocznym świecie wykreowanym przez Karen Chance. Problemem może być jednak zdobycie kolejnych tomów. Po polsku jeszcze nie wydane, po niemiecku wyszło 5 części, ale niestety w mojej bibliotece nie mają (już sprawdzałam). Bardzo nie lubię czytać książek, których akcja urywa się w połowie i nie wiadomo, co dalej z bohaterami. Tak naprawdę to teraz dopiero się wszytsko zacznie i ciekawe jak autorka splecie te wszystkie nici.

I jak to się człowiek uczy przez całe życie. Wiedzieliście, że wampiry nie muszą mrugać oczami ;)? Niby logiczne, przecież są martwi, przestali być ludźmi, więc nie potrzebują jedzenia, picia (oprócz krwi), nie muszą nawet oddychać. No ale mrugają sobie tymi niesamowicie niebieskimi, bądź zielonymi oczami, potrafią symulować oddech i bicie serca - żeby zmylić istoty ludzkie.  Niby oczywiste, a nigdy na to bym nie wpadła ;)


Moja ocena: 4/6

2 lut 2013

Cecelia Ahern "Solange du mich siehst"

Nigdy nie słyszałam o Cecelii Ahern. A jest to młoda irlandzka autorka paru bestsellerów, o które upomniał się już przemysł filmowy (niestety nie oglądałam P.S. Kocham Cię).

W książce (chyba nie ma jeszcze polskiego wydania, tyt. org, Girl in the Mirror) znajdują się dwa opowiadania, powstały one po narodzinach dziecka, w trakcie przerwy od pisania powieści. Nie wiem, na ile oddają styl i klimat pozostałych utworów Ahern. Podobały mi się.

Pierwsze z nich to opowieść o naukowcu, który wynalazł maszynę potrafiącą zmieniać wspomnienia. Dzięki niej można "zapanować" nad przeszłością, wyzbyć się koszmarnych przeżyć, zmienić nastrój zapamiętanych wydarzeń, a nawet zastąpić niechciane wspomnienia poprawioną wersją. Nic dziwnego, że zwracają się do niego ludzie nie potrafiący pogodzić się z zapamiętanym kształtem przeszłości: jedni chcą wymazać z głowy obrazy śmiertelnych wypadków, pozbyć się z pamięci balastu nieszczęśliwego dzieciństwa, nie pamiętać o zdradzie, inni potrzebują wspomnienia utrwalić w doskonałej formie albo w ogóle móc sobie przypomnieć oblicze utraconejosoby. Gdy starszy pan spotyka na ulicy kobietę i proponuje jej pracę asystentki - jej obecność uświadamia  mu o tym, że i on ma swoje sekrety.
Drugie opowiadanie utrzymane jest w lekkim nastroju grozy i tajemnicy. Czuje się to od samego początku. Lila zaprasza koleżankę do starego domu swojej babci. Obiecuje fantastyczną zabawę (domostwo ma tysiące zakamarków, ogród) i smakołyki przygotowane przez ukochaną babunię. Niestety przyjaciółka nie podziela jej fascynacji, odczuwa jakiś niepokój i strach, czuję się przytłoczona mroczną atmosferą i zimnem panującym (jej zdaniem) w tym domu. Wydaje się jej dziwnym i nienaturalnym fakt, że wszystkie lustra w domu są zasłonięte czarnym suknem, dziwnym tym bardziej, że Grellie jest przecież od wielu lat niewidoma. Mijają lata. Lila w dzień swojego ślubu łamie zakaz babci - otwiera niedostępny pokój i spogląda w lustro ... Cena, jaką przyjdzie jej zapłacić za nieposłuszeństwo jest bardzo wysoka ...

Ahern pisze ciekawie, lekko, prosto a jednocześnie zgrabnie tworzy kolejne zdania i tka intrygującą opowieść. Przykuwa uwagę czytelnika. Spod jej pióra wyszły małe perełki, które się czyta z przyjemnością.

Moja ocena: 4,5/6
Polecam, zwłaszcza drugie opowiadanie - jeśli miałabym oceniać osobno dostałoby piątkę.

30 sty 2013

Alexander von Schönburg "Ciekawostki z dworów królewskich: Fakty, mity i plotki"

Autor wywodzi się ze starej  rodziny szlacheckiej. Może nawet  powiedzieć o sobie, że płynie w nim krew potomków Wilhelma Zdobywcy a jego żona spokrewniona jest z brytyjską rodziną panującą. Naturalnym wydaje się więc, że ma coś do powiedzenia o dworskich obyczajach, byciu królem, sypie anegdotami z życia monarchów. Książka jest o tym, czym w istocie jest "królewskość" - jak zostaje się królem, kto zajmuje się wychowaniem przyszłego monarchy, jakie znaczenie mają symbole władzy królewskiej (m.in. trochę na temat korony świętego Stefana, balsamu koronacyjnego francuskich władców i kamienia koronacyjnego Tary - Lia Fail)

Książka porusza wiele aspektów, nie skupia się na jednym rodzie królewskim, czy kraju, autor przechadza się po dworach prawie całej Europy (a nawet świata - wizyta w Brunei). Z jednej strony jest to zaletą, bo to bardziej zbiór anegdot, ciekawostek, wyrywkowych analiz, dopasowanych do tematów kolejnych rozdziałów. Z drugiej - książka nie wyczerpuje (zresztą temat to zbyt obszerny) zagadnienia istoty i odmian "królewskości", można mieć wrażenie, że autor jedynie ślizga się po powierzchni. Jeśli ktoś liczy na jakieś pikantne szczegóły z racji tego, że ten niemeicki dziennikarz-arystokrata zna osobiście koronowane głowy, to się zawiedzie. Alexander von Schönburg jest dyskretny i nie ujawnia żadnych skandali (w przeciwieństwie do nielojalnych pracowników pałacu Buckingham, jeden rozdział traktuje o tym, jak kończą dawni królewscy służący, sekretarze albo nianie ujawniający dworskie sekrety i kulisy życia prywatnego swoich chlebodawców). Powyższa książka to bardziej lektura rozrywkowa niż analiza naukowa.


Jeśli ktoś chce wiedzieć, co nosi królowa w swojej torebce, zapraszam do przeczytania fragmentu /tł. własne/
Po pierwsze: nie ma przy sobie pieniędzy. Kluczy też nie. I paszportu. Królowa  - w przeciwieństwie do np. hiszpańskiego króla - nie posiada ani paszportu, ani dowodu osobistego. W jej torebce znajdują się ... (werble!) ... talizmany zrobione dawno temu przez jej dzieci. Zawsze nosi je przy sobie. Królowa jest mianowicie trochę przesądna i jest głęboko przekonana o tym, że te małe, bezwartościowe prezenty od dzieci przynoszą jej szczęście. Jak każda dumna matka ciągle ma przy sobie również zdjęcia dzieci i wnucząt, w tym zdjęcie swojego młodszego syna Andrzeja zrobione podczas wojny o Falklandy. Oprócz tego: małe pudełko z cukierkami miętowymi, trochę psich ciasteczek i - jeśli miałoby się jej nudzić - krzyżówkę wyciętą z Timesa. Jeszcze wieczne pióro (królowa gardzi długopisami), małe lusterko, malutki kalendarz ( marki Asprey) ze swoimi inicjałami ER "Elisabeth Regina", okulary do czytania i najcenniejszy przedmiot: małe srebrne pudełeczko na kosmetyki (do makijażu),  które podarował  jej książę Filip w prezencie zaręczynowym. Od niedawna czesto nosi przy sobie aparat cyfrowy, który dostała na gwiazdkę od księcia Wiliama.  
Z książki można również dowiedzieć się, po co królowie noszą korony, jak rozmawiać z królową, jak powinien umierać monarcha, dlaczego królowie nie noszą przy sobie pieniędzy i co rośnie w ogrodach księcia Karola.


Moja ocena: 4/6

26 sty 2013

Emily Giffin "Dziecioodporna"


Claudia i Ben są małżeństwem idealnym. Są jak dwie połówki jabłka, bratnie dusze, spełniają się również zawodowo, nie narzekają na problemy finansowe. Do pełni szczęścia nie brakuje im dziecka, chcą żyć tylko we dwoje, bez obarczania się rodzicielskimi obowiązkami, jeszcze w okresie narzeczeńskim ustalili, że dzieci nie wchodzą w rachubę. Sielanka trwa w najlepsze, Claudia osiągnęła pewną pozycję w wydawnictwie, przekroczyła już jakiś czas temu trzydziestkę, koleżanki zazdroszczą jej idealnego małżonka. Niestety, to co miało wiecznie trwać zaczyna chwiać się w posadach. Ben zaczyna myśleć o tym, że to już ostatni dzwonek, aby zostać ojcem, w miarę młodym ojcem. Zaczyna mówić o swoich pragnieniach, próbuje przekonać Claudię, że dziecko nie będzie dla nich żadnym wielkim ograniczeniem. Niestety pani Davenport nie chce nawet słyszeć o zmianie planów, to nie tak miało być, przecież się umawiali, że żadne dziecko nie będzie przez nich poczęte. Jest przekonana, że nigdy nie zmieni zdania w kwestii posiadania dzieci. Ben zaś chciałby zaznać ojcostwa. No i nagle ten idealny związek przestaje istnieć, już nie ma wspólnej przyszłości.

Przyznam, że książka zainteresowała mnie dopiero około 150 strony. Interesujące było to, jaką decyzję podejmie bohaterka i jakie będą konsekwencje. Czy zacznie żałować i opłakiwać to, co utraciła, czy rozpocznie nowe samotne życie. Jak chęć (nie)posiadania dziecka zaważy na jej przyszłości i szczęściu.
Niestety książka trochę mnie rozczarowała, dziwnym trafem w najbliższym otoczeniu inne osoby również zmagają się z poważnymi prokreacyjnymi dylematami. Nie brakuje też innych życiowych problemów - ale wszystko się innym cudownie rozwiązuje, układa, wydaje mi się, że trochę zbyt łatwo. Sam koniec zaś - do przewidzenia.
Jak na taki tytuł i tematykę spodziewałabym się więcej o tej dziecioodporności i niechęci do posiadania własnych kopii. Zamiast tego były problemy sióstr Claudii, opowieść o matce i współlokatorce oraz wspomnienia idealnych chwil z idealnym mężem.

Moja ocena: 3,5/6

4 sty 2013

Małgorzata Musierowicz "McDusia"


Jestem fanką starej Jeżycjady. Niektóre sceny i powiedzenia pamiętam do dzisiaj. Lubię przypomnieć sobie Szóstą klepkę, Kwiat kalafiora i Idę sierpniową. Niestety o nowych książkach z cyklu nie mogę powiedzieć, żeby się wryły w pamięć i serce ...
Ale ciągle mam nadzieję, że magia powróci, staram się dotrzeć do nowych części. Czytam bardziej z przyzwyczajenia i ciekawości, jednak po przeczytaniu już nie wracam na Roosevelta, bohaterowie i ich problemy wyparowują ze świadomości wraz z ostatnią stroną.

McDusia to zapis kilku grudniowych dni. Nie tylko przygotowania do świąt pochłaniają Borejków w tych szczególnych ostatnich dniach roku. Laura Pyziak, zwana Tygrysem, wychodzi za mąż, za nic mając ślubną klątwę ciążącą na Borejkach. Wierzy, że wszystko będzie idealnie, przygotowaniem uczty zajmuje się przecież człowiek od wszystkiego, wspaniały pan Gruszka, suknię szyje krawcowa operowa, najlepszy narzeczony pod słońcem już zdążył wybudować chatkę miłości wśród leśnej flory i fauny. Krótko przed wigilią do Poznania przyjeżdża Magdusia, wnuczka profesora Dmuchawca, ma uporządkować mieszkanie po zmarłym nauczycielu i spakować księgozbiór. Ten legendarny wychowawca zostawił swoim byłym ulubionym uczniom książkowe podarunki, swoiste przesłanie z zaświatów. W tle pojawia się duet Józinek-Ignacy, Lusia popisuje się swoją wiedzą, a Ida w przejawach matczynej miłości rzuca słoikiem z musztardą i pakuje pod lodowaty prysznic pierworodnego. Aha - jeszcze pojawia się jak kometa Staszka Trolla i kolejny raz wyskakuje jak diabeł z pudełka Janusz Pyziak i w końcu Gaba dowiaduje się, dlaczego się jej tak życie ułożyło, a raczej połamało.


Książka niezbyt gruba, a czytało mi się dłużej, niż zazwyczaj. Nie byłam ciekawa, co będzie dalej. Momentami irytujący ten cały wspaniały klan Borejków (ale to już zostało przeorane dokładnie na forum jeżycjadowym, fanki na pewno wiedzą, o czym pisano i jak analizowano). Dużo scen z przemocą w tle: bójki w podziemnym przejściu, na sylwestrze pod chmurką, kuzyni uciekający się do rękoczynów, rozbite nosy, doktor Ida w akcji. Do tego poezja jako panaceum na wszelkie zło. Niektóre sceny są nieprawdopodobne, nierealne i trudno wyobrazić sobie, że autorka wpadła na takie pomysły. Czytając miałam cały czas wrażenie, że przygotowuje się grunt na jeszzce większe odejście (w tym tomie Dmuchawiec pozostawił po sobie wyrwę wielkości niemal krateru, co to będzie, jak odejdzie ktoś na B.), te aluzje o przemijaniu, sylwestrowe rozmowy i wzmianki o problemach z sercem - czyżby ktoś z wielkiej trójki (Mila, Ignacy, Gaba) miał  nie doczekać kolejnych świąt?


W trakcie lektury przyszło mi nieraz najeżyć się moralnie , ale jednak nie jest aż tak źle, jak myślałam. Przeczytać można, ale najlepiej wyłączyć emocje i nie zastanawiać się nad szczegółami, nie porównywać z tym, co było w Jeżycjadzie 30-40 lat temu (ach, gdzież takie kultowe perełki jak: bo mi karpie ciekną, czy opisy Paulinki pożerającejkurczaka na oczach wygłodnialej Idusi).


Moja ocena: 3,5/6

Mimo wszystko czekam na kolejną porcję poznańskich opowieści i przeczytam z sentymentu zapowiadaną "Wnuczkę do orzechów".