10 lis 2010

Michał Witkowski "Lubiewo"





Książka znana ze słyszenia i z tego, że narobiła trochę zamieszania na rynku. Miałam okazję, więc przeczytałam. Spodziewałam się jednak czegoś innego.

I ciężko mi napisać własną opinię ...

Książka podzielona jest na dwie części. Gdyby Witkowski skończył pisanie na pierwszej księdze moja ocena byłaby znacznie wyższa. Bo i temat praktycznie nieznany, i czytało się z wypiekami na twarzy, i trochę miało wrażenie, że się  zagląda za kulisy i poznaje życie ulicy. Druga księga to raczej mozaika złożona z anegdot, ogłoszeń prasowych, rozmów telefonicznych, opowieści, maili. I właśnie (jak dla mnie) ta druga księga to już za dużo - bo ile można czytać o tym samym? Praktycznie cała książka to pochwała lujów i ch***. Wystarczyłoby ograniczyć się do 150 stron.
Duża część książki to też nostalgia za światem, którego już nie ma. Podstarzali (albo podstarzałe, bo osoby występujące w książce mówię o sobie w rodzaju żeńskim i maja wdzięczne pseudonimy: Patrycja, Lukrecja, Dżesika, Paula), brzuchaci uczestnicy tzw. pikiet wspominają swoje najlepsze lata, czasy "terminowania", swoje "koleżanki" i nocne eskapady po wrocławskich parkach w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. To wszystko przeminęło, kapitalizm zmienił także środowisko i już nie ma tych plaż na których zbierali bursztyny ...

Kto się spodziewa powieści gejowskiej - to jej raczej nie dostanie. Witkowski opisuje środowisko "ciotowskie", które największe szczęście widzi w upolowaniu ciemną nocą jakiegoś heteryckiego luja. Książka nie dla wielbicieli pięknej polszczyzny - pełno rynsztokowych wyrażeń.


Moja ocena 3/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz