17 cze 2011

Corinne Hofmann "Biała Masajka"



Książka trudna do zdefiniowania, wymykająca się jednoznacznej ocenie. Niektórych może przyprawić nawet o ból zębów.
Na początku niesamowicie mnie irytowała, co chwilę dziwiłam się i zachodziłam w głowę, jak można być tak głupią i naiwną i "co ona w nim widziała". I jeszcze to wszystko opisywać.
Gdy przestałam analizować postępowanie autorki, gdzieś mniej więcej około 80 strony, czytało mi się już znacznie lepiej. Zamiast litować się nad bezmyślnością i zaślepieniem kobiety, wyobrażałam sobie życie w buszu.

Corinne na urlopie w Kenii poznaje wojownika masajskiego i z miejsca się w nim zakochuje "bo jest taki piękny, ciało cudownie lśni i jest pomalowane farbą i przyozdobione". I coś ją do niego przyciąga. To nic, że przyjechała na urlop z prawie-że-narzeczonym, ona i jej wybranek umieją  tylko kilka słów po angielsku, reszta na migi, dzieli ich przepaść kulturalna. Nic to. Corinne już wie, że to miłość jej życia i decyduje się z miejsca, że przenosi się do Kenii. I wraca do Szwajcarii - sprzedaje wszystko, likwiduje sklep, pakuje walizki, by czym prędzej wrócić do ukochanego i wieść z nim szczęśliwe życie na czarnym lądzie.

Co sprawia, że biała kobieta decyduje się porzucić w miarę wygodne życie i zamieszkać w buszu, w chacie ulepionej z krowiego łajna, tłucze się wielokrotnie autobusami do większego miasta, żywi się upieczoną kozią nogą? Jakie problemy wynikną w związku Europejki i Afrykanina? Czy możliwe jest pogodzenie dwóch tak różnych światów?Jakie zwyczaje panują w masajskiej wiosce? O tym wszystkim można przekonać się czytając wspomnienia białej Masajki.

Uprzedzam jednak, że to lektura nie dla wszystkich. Mimo rekordów popularności książka ma swoje słabe strony. Na początku przeszkadzało mi, że nie ma komentarza, zastanowienia, wręcz oczekiwałam samokrytyki (w końcu książka nie była pisana na żywo, ale z perspektywy czasu). Jednak potem doszłam do wniosku, że tak ma być, autorka opisuje swoje myśli, swoje przeżycia, marzenia i sposób myślenia w tamtej chwili, a od wyciągania wniosków jest czytelnik (a wnioski są nieciekawe, jeśli chodzi o sposób myślenia i zachowanie autorki, jest jak ćma, która leci do światła i albo spali się cała albo tylko skrzydełka). No cóż - miłość nie wybiera, czasami każe robić głupie rzeczy, wywraca życie do góry nogami i pomaga znosić najgorsze rzeczy. Ale czasami sama miłość (o ile była to miłość) to za mało ...

I nadal nie mogę wyjść ze zdumienia, że jednak miała odwagę napisać to co napisała, i narazić się na krytykę ludzi (bo sie nie zaszczepiła, bo naiwna, bo poleciała za chłopem myśląc "jakoś to będzie").
Ale to jej historia, jej życie. Jej uczucia i decyzje. Przeżyła przygodę swojego życia i na pewno ma o czym opowiadać. To ona siedziała w zadymionej chacie, nosiła kanistry z wodą, pasła kozy. Tylko ona może odpowiedzieć na pytanie - czy warto było?

Po dugich wahaniach przyznaję ocenę 4 z bardzo dużym minusem.

Ciekawe jak to "wygląda" w języku oryginału. Być może zgrabniej to wszystko brzmi i styl pisania bardziej pasuje do języka niemieckiego. Ale aż tak bardzo książka mnie nie zachwyciła, żeby czytać drugi raz.

4 komentarze:

  1. W tej książce nie chodzi o język oryginalny czy język przekładu, ta książka to grafomania w czystej postaci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytalam, ogldalam film po niemiecku. Z tego co piszesz, dosc wiernie oddaje atmosfere ksiazki. Ksiazka chyba jescze poczeka nieco na polce na przeczytanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Filmu nie widziałam, ale myślę, że może być lepszy niż książka. Z zastrzeżeniem: oglądać sobie rozrywkowo, nie przejmować się decyzjami zakochanej kobiety - bo inaczej się człowiek będzie co chwilę pukał w głowę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam "Biała masajkę", ale po drugą część nie sięgnęłam, nie moje klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń